Czy w tym roku zobaczymy jeszcze rywalizację w MotoGP?

Czy w tym roku zobaczymy jeszcze rywalizację w MotoGP?

Obecnie powinniśmy być już po trzech pierwszych wyścigach sezonu MotoGP, jednak z powodu pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 tak nie jest. Świat, w tym również i świat sportu, dosłownie się zatrzymał i kto wie, czy w tym roku dane nam będzie zobaczyć jakiekolwiek ściganie.

Niebezpieczny koronawirus

Gdy w listopadzie kończyło się GP Walencji, wielu fanów już nie mogło doczekać się nowego sezonu, który miał rozpocząć się 8 marca. Nikt wówczas nie spodziewał się tego, co w grudniu zaczęło się w Chinach. Już wtedy pojawiały się pierwsze przypadki zakażenia koronawirusem. Początkowo jednak problem istniał tylko w Chinach i w styczniu nie było realnego zagrożenia sezonu MotoGP, zwłaszcza, że żadna z rund nie jest rozgrywana na terenie Państwa Środka.

Mijały kolejne dni i nowy koronawirus zaczął pojawiać się w innych krajach, w końcu dotarł również do Europy. Oczy wszystkich były zwrócone szczególnie na Włochy, które stały się epicentrum europejskiej epidemii. Mimo to zawodnicy MotoGP spokojnie zrealizowali przedsezonowe testy, a organizatorzy zapewniali, że GP Tajlandii, które miało odbyć się 22 marca, nie jest zagrożone.

Pod koniec lutego koronawirus wyszedł spod kontroli Włochów, a sytuacja w Lombardii i innych północnych regionach Italii zaczęła być dramatyczna. Widząc to, co się tam dzieje, wiele krajów zaczęło wprowadzać ograniczenia dla podróżnych z Półwyspu Apenińskiego, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się koronawirusa na swoim terenie. Tak też właśnie postąpił Katar, którego rząd postanowił, że każdy, kto przyjedzie z Włoch, będzie poddany obowiązkowej kwarantannie. Stało się więc jasne, że spora część padoku MotoGP nie przyleci do Ad-Dauhy. Tym samym decyzja organizatorów mogła być jedna – klasa królewska nie będzie ścigać się w Katarze.

To był tak naprawdę dopiero początek złych informacji, bowiem chwilę później GP Tajlandii przełożono na październik. Sport nie był jednak największym zmartwieniem, gdyż koronawirus zaczął zbierać coraz to większe żniwo. Kolejne kraje zaczęły mieć ogromne problemy, w tym przede wszystkim Francja, Hiszpania, Niemcy i Wielka Brytania, a pod koniec miesiąca epicentrum pandemii stały się Stany Zjednoczone. Wszystko to sprawiło, że świat sportu całkowicie się zatrzymał, do tego stopnia, że konieczne było przełożenie igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy w piłce nożnej o rok, a Wimbledon – najstarszy wielkoszlemowy turniej tenisowy – został w tym roku odwołany. Nie dziwi więc również przekładanie wyścigów MotoGP – na dzień 9 kwietnia przełożone zostały również GP Ameryk, GP Argentyny, GP Hiszpanii, GP Francji, GP Włoch oraz GP Katalonii. Kolejną w kalendarzu rundą jest GP Niemiec, ale wydaje się, że zaplanowany na 21 czerwca wyścig na torze Sachsenring również zostanie odwołany.

Dziś na świecie zdiagnozowano już prawie 1,5 miliona przypadków COVID-19, a liczba zgonów sięga 90 tysięcy. Większość krajów wprowadziła bardzo silne restrykcje, ograniczające wolność człowieka, dzięki czemu minimalizuje się liczbę nowych zakażeń. Ludzie, którzy byli przyzwyczajeni do swobód i nowoczesnego życia, nagle zderzyli się z murem, z murem jakim jest pandemia koronawirusa. Na ulicach pustki, a kryzys, jaki wynikł z zamknięcia wielu fabryk – cytując naszego premiera – przeora światową gospodarkę. Nie wiemy, jak długo potrwa jeszcze pandemia, być może aż do czasu powstania szczepionki czy innego lekarstwa, ale jednego możemy być pewni – powrót do znanej normalności zajmie wiele miesięcy.

Straty finansowe organizatorów i zespołów. Co z kontraktami?

Brak wyścigów oznacza brak wpływów z biletów dla organizatorów poszczególnych imprez. Odwołanie jednej rundy generuje więc ogromne straty, stąd też – póki co – stara się przekładać poszczególne Grand Prix, a nie je anulować. W pewnym momencie, jeśli pandemia będzie się przedłużać, konieczne będzie jednak odwołanie wyścigu, gdyż po prostu nie będzie takiej możliwości, by znaleźć w kalendarzu dla niego miejsce. Już na dzisiaj końcówka sezon wygląda bardzo skomplikowanie, nie tylko ze względów logistycznych, ale również i fizycznych. W ciągu 10 tygodni ma odbyć się 8 rund…na 5 różnych kontynentach. Wygląda to trochę absurdalnie, ale być może do tego dojdzie. Kolejną kwestią jest brak pracy dla fabryk poszczególnych producentów. Wszystko zostało zamrożone, a co niektórzy zmuszeni są do redukcji etatów ze względu na brak wpływów. Tym samym też w wątpliwość poddaje się pensje zawodników. Cięcie kosztów będzie więc nieuniknione.

A co z kontraktami? Niektórzy podpisali już nowe umowy na sezon 2021 ze swoimi obecnymi pracodawcami, ale większy problem mają ci, którzy zmieniają ekipę bądź jeszcze nie zdecydowali o swojej przyszłości, tutaj przede wszystkim nasuwają się dwa nazwiska: Fabio Quartararo oraz Valentino Rossi. Pierwszy z nich podpisał nową umowę z fabrycznym zespołem Monster Energy Yamaha, ale Razlan Razali, szef jego obecnej ekipy Petronas Yamaha SRT chciałby zatrzymać swojego podopiecznego na przyszły rok, jeśli tylko sezonu teraz nie będzie.

„Musimy przedyskutować, co się stanie, jeśli nie dojdzie do wyścigów” – mówił Razali. „Chcemy, aby ten rok został unieważniony, a następnie kontynuować sezon 2021, jakby to był 2020, z tymi samymi umowami. Myślę, że będziemy o to walczyć”.

„Najgorszy scenariusz jest taki, że nie będziemy mieć mistrzostw. W tym przypadku zakładałbym, że w sezonie 2021 wszyscy powrócą do umów z 2020 roku. Będziemy nalegać i walczyć o to, by Fabio był z nami w ostatnim roku, przed dołączeniem do fabrycznej Yamahy. Naprawdę nie możemy się doczekać tego roku ze względu na to, czego Fabio dokonał w zeszłym sezonie. Mamy dla niego motocykl w fabrycznej specyfikacji, takiej jaką mają Rossi i Vinales, a poza tym w testach spisał się naprawdę dobrze”.

W innej sytuacji jest natomiast Valentino Rossi. Włoch skończył w lutym 41 lat, a jego sportowa kariera dobiega końca. Mimo to, ciągle jest całkiem konkurencyjnym zawodnikiem i w dalszym ciągu ma wolę walki. Zespół fabryczny stawia jednak na młodość, w związku z czym od nowego sezonu jego miejsca ma zająć Fabio Quartararo. Rossi z kolei – jak sam przyznawał – potrzebuje czasu, by podjąć decyzję odnośnie swojej przyszłości. Odpowiedź na to, co dalej, czy może dołączy do ekipy Petronas Yamaha SRT, czy zakończy ściganie, miał podjąć po kilku pierwszych wyścigach. Tych jednak nie ma, a czas ucieka. Gdyby sezon nie doszedł do skutku, a rzeczywiście kontrakty przeszły na przyszły rok, to Rossi będzie miał więcej czasu na podjęcie swojej decyzji.

„Wszystkie wyścigi mogą zostać odwołane”

Sezon 2020 miał składać się z dwudziestu rund po tym, jak do kalendarza włączono GP Finlandii. Dzisiaj rozegranie wszystkich wydaje się wręcz abstrakcyjne. Biorąc pod uwagę, że na pewno do połowy czerwca nie będzie żadnego ścigania, do końca roku pozostanie wówczas ok. 28 tygodni. Wyścigi musiałyby więc odbywać się prawie co tydzień albo też – wzorem World Superbike – podczas jednego weekendu rozegrane zostałyby dwa lub trzy. Wówczas możliwe byłoby rozegranie 20 rund, jednak z pewnością nie na wszystkich obiektach.

Innym wyjściem jest z kolei odwołanie kilku imprez, a o mistrzostwie decydowałaby mniejsza liczba rund. Jest to wykonalne, co potwierdza dyrektor zarządzający Dorna Sports, Carmelo Ezpeleta. Uważa on bowiem, że rozegranie niewielkiej liczby wyścigów jest lepsze niż odwołanie całego sezonu.

„Jeśli wyobrazimy sobie dziś, że zdołamy rozegrać trzy wyścigi, to byłyby to bardzo dziwne mistrzostwa” – przyznał w rozmowie ze Speedweek Carmelo Ezpeleta. „Ale dlaczego nie? Dla mnie lepiej jest mieć małą liczbę wyścigów, niż siedzieć bezczynnie w domu”.

„Jeśli jednak nie poradzimy sobie z organizacją tych wyścigów ze względów zdrowotnych, jeśli nie będzie można tego zagwarantować, nie będziemy ryzykować, nic z tego. Nie musimy się oszukiwać. Rząd i organy opieki zdrowotnej nie pozwolą nam zorganizować Grand Prix”.

Najważniejszą kwestią jest oczywiście zdrowie, to ono jest priorytetem przy organizacji imprez sportowych. Jeśli nie będzie można go zagwarantować, jeżeli ktoś miałby zachorować, czy to sportowiec, członek zespołu, sędzia, wirażowy, czy też kibic, wyścig nie ma prawa się odbyć. Abstrakcją byłyby również puste trybuny, na to niezbyt chętnie godziliby się organizatorzy poszczególnych rund. Poza tym, tak jak wspomina Ezpeleta, wiele zależy również od rządów danego państwa, to właśnie władze wydają rekomendacje co do imprez w swoim kraju. Możemy więc nie doczekać się w tym roku żadnego wyścigu, jeśli tylko pandemia nie zacznie hamować.

„Jeśli będziemy mieli pecha, wszystkie wyścigi zostaną odwołane. Jesteśmy na wojnie. Jest to możliwe, że nie będziemy mieć mistrzostw świata w 2020 roku. Sytuacja w Hiszpanii jest bardzo zła, podobnie jak we Włoszech i we Francji. Dopóki nie będziemy mieli szczepionek, które zatrzymają rozprzestrzenianie się wirusa, będzie bardzo trudno, jeśli nie niemożliwe, zorganizować Grand Prix lub inne ważne wydarzenia” – kontynuował CEO Dorna Sports.

 „Nawet jeśli życie nieco się unormuje, zakazy podróży pozostaną we wszystkich krajach. Jeśli nie, byłoby to szaleństwem. Tak więc wiele ludzi nie będzie mogło oglądać na żywo meczu piłki nożnej, wyścigu MotoGP ani żadnego innego ważnego wydarzenia”

Ezpeleta poruszył tutaj bardzo ważną kwestię. Wirus sam się nie rozprzestrzenia, on potrzebuje żywiciela, a takim właśnie jest człowiek. Biorąc pod uwagę, ze uwielbiamy podróżować, a ono w dzisiejszych czasach jest bardzo łatwe, to nie ma się co dziwić, że zakażenia odnotowano w ponad 200 krajach w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Aby powstrzymać pandemię, trzeba więc zamknąć granicę i uniemożliwić przemieszczanie się ludzi. Tak postąpiło wiele krajów, teraz należy to tylko utrzymać. O tym przekonują się Chiny, gdzie wybuchła pandemia. Dzisiaj większość nowych przypadków, to właśnie przyjeżdżający do kraju.

Jeżeli więc granice państw pozostaną zamknięte przez kilka miesięcy, organizacja wyścigów może być bardzo trudna. Owszem, można wyłączyć z ograniczeń pracowników, w tym właśnie sportowców, ale co wtedy z kibicami? Wyścigi musiałyby być rozegrane przy pustych trybunach, a to – tak jak, wspomniałem wcześniej – wydaje się abstrakcją.

Ruszymy czy nie?

Wczytując się w słowa Carmelo Ezpelety, jasno widać, że Dorna pragnie rozegrać sezon 2020, a przynajmniej kilka wyścigów. Ba, wydano nawet oświadczenie, w którym wyrażono pragnienie, by rok ten zakończył się jak największa liczbą Grand Prix. Mimo to kluczem jest tu bezpieczeństwo, to ono jest priorytetem. Jeśli wirus będzie dalej paraliżował świat, to w ostateczności trzeba będzie odwołać sezon 2020.

Śledząc obecną sytuacje w europejskich krajach, można dopatrzeć się tendencji spadkowej. Z dnia na dzień liczba nowych przypadków maleje, a sytuacja wydaje się coraz bardziej pod kontrolą. Nadzieja również w pogodzie, gdyż w cieplejszych warunkach rozprzestrzeniania się koronawirusa jest utrudnione. Najbliższe miesiące będą więc bardzo kluczowe, by doprowadzić do jak najmniejszej liczby zakażeń w poszczególnych krajach.

Nie należy jednak podchodzić do sytuacji z nadmiernym optymizmem. Wiadomo, trzeba lada chwila uruchomić gospodarkę, gdyż straty finansowe mogą być zbyt ogromne, ale należy uważać, by nie doszło do ponownego wzrostu przypadków. Najważniejsza w tym wydaje się ludzka dyscyplina. W najbliższych miesiącach nie będzie bowiem można żyć tak, jak żyło się jeszcze kilka miesięcy temu. Trzeba będzie dalej uważać, ograniczyć podróże i wierzyć, że uda nam się wrócić do jako takiej normalności. Jeśli to się uda, to pomoże nam do tego dojść sport. Rywalizacja sportowa może być więc takim światełkiem w tunelu, taką nadzieją na lepsze jutro.

I my miejmy taką nadzieję, że w tym roku dane nam będzie zobaczyć choć kilka wyścigów MotoGP, bo sezon zapowiadał się naprawdę niezwykle ekscytująco. Teraz – po dłuższej przerwie niż się spodziewaliśmy – jesteśmy tym bardziej spragnieni emocji. Nie zapominajmy jednak, że najważniejsze to, by być zdrowym. Jeśli więc nie uda się tego zapewnić, to czekajmy cierpliwie na nowy rok, a na razie #zostanwdomu, by jak najszybciej opanować pandemię. W niedzielę możemy za to obejrzeć wirtualne ściganie, w którym udział wezmą m.in. Maverick Vinales, Valentino Rossi, Fabio Quartararo czy bracia Marquezowie.

Image: © Honda Racing Corporation