Dlaczego Sebastian Vettel nie dołączy do Mercedesa w sezonie 2021?

Sebastian Vettel stawia sprawę jasno – chciałby w sezonie 2021 dołączyć do zespołu Mercedes AMG Petronas. Dlaczego jednak taki transfer nie dojdzie do skutku? Oto moja opinia na ten temat.
Gdy pojawiła się informacja o odejściu Sebastiana Vettela z Ferrari, ruszyła lawina spekulacji na temat jego dalszej kariery. Początkowo, po pojawieniu się tego komunikatu, w środowisku Formuły 1 sądzono, że być może dojdzie do wymiany z McLarenem – Carlos Sainz zostanie partnerem Charlesa Leclerca, natomiast czterokrotny mistrz świata stworzy duet z Lando Norrisem. Wszystkiemu zaprzeczył jednak Zak Brown: „Oczywiście Sebastian to wspaniały kierowca i czterokrotny mistrz świata, ale nasze drogi były daleko od siebie i wiedzieliśmy, że zostaniemy z Carlosem lub Danielem. Nigdy tak naprawdę nie rozważaliśmy nikogo innego, a zwłaszcza w ostatnich dniach”. W tym momencie stało się jasnym, że Niemiec może celować tylko w kontrakt z Mercedesm, bo – będąc w pełni szczerym – w zespole Renault nie otrzyma samochodu, który umożliwi mu walkę o tytuł, a Red Bull Racing nie jest zainteresowany powrotem swojej byłej gwiazdy.
Jest jednak – według mnie – przynajmniej pięć powodów, dlaczego Sebastian Vettel nie będzie w sezonie 2021 reprezentował barw zespołu z Brackley. Oto one:
1. Sebastian Vettel potrzebuje idealnego środowiska
Śledząc karierę Sebastiana Vettela w Formule 1, można dojść do ważnego wniosku – Niemiec musi być w swoim zespole niekwestionowanym liderem, by mógł odnosić sukces. Tak było przede wszystkim w Red Bullu. Gdy wszystko było idealnie pod niego dograne, mógł czuć się pewnie i bez żadnych nacisków odnosić sukcesy. Potwierdzeniem tego są chociażby słowa Marka Webbera, który jasno mówił, że zespół faworyzuje Vettela.
Australijczyk w swojej autobiografii odniósł się do incydentu z Malezji z 2013 roku. Wówczas zespół wydał słynne polecenie „multi-21”, które oznaczało, że Webber ma dojechać do mety na pierwszej pozycji, natomiast Vettel na drugiej. Niemiec zignorował to polecenie i ostatecznie t on cieszył się ze zwycięstwa. Jak się okazuje, miał nawet za złe zespołowi, że kazali mu coś takiego zrobić. W książce czytamy bowiem, że: „Horner [szef zespołu] przyznał, że ekipa otrzymała dwustronicowe pismo od prawnika Seba kilka dni po wyścigu w Malezji, w którym napisano, że dopuścili się oni złamania kontraktu, wydając mu nierozsądną instrukcję”.
To doskonale pokazuje, jak pewnie w ekipie Red Bulla czuł się Sebastian Vettel. Wiedział, na co może sobie pozwolić – wszystko toczyło się pod jego dyktando. Był już trzykrotnym mistrzem świata, a koniec końców w 2013 roku dołożył również czwarty tytuł. Gdy prowadził i nikt na niego nie naciskał, był bezwzględną, skuteczną bestią. Wydawało się więc, że Formuła 1 ma nowego, niemieckiego dominatora. Wszystko zmienił jednak sezon 2014 i rewolucja, wprowadzająca hybrydowe jednostki napędowe. Nie dość, że Red Bull stracił pozycję lidera, to w dodatku partnerem Sebastiana Vettela został inny Australijczyk, obiecujący Daniel Ricciardo.
Ku zdziwieniu wszystkich, czterokrotny mistrz świata był nie tylko bezradny w pojedynku z doskonałym Mercedesem, ale również przegrywał ze swoim zespołowym partnerem. Ricciardo w swoim pierwszym sezonie w Red Bullu odniósł trzy zwycięstwa i z dorobkiem 238 punktów zajął trzecią pozycję w klasyfikacji generalnej. Vettel natomiast tylko czterokrotnie stawał na podium, a 167 „oczek” wystarczyło do zajęcia jedynie piątego miejsca, tuż za Valtterim Bottasem startującym wówczas w Williamsie.
Pokonany, wręcz spoliczkowany przez zespołowego partnera, Vettel postanowił odejść do Ferrari. W nowym zespole bardzo szybko się zaaklimatyzował i po trzech zwycięstwach w debiutanckim sezonie stał się liderem ekipy. Znów wszystko było ustawione pod niego – to on miał według Ferrari realne szanse na zdetronizowanie Mercedesa i Lewisa Hamiltona, a Kimi Raikkonen, mający za sobą już swoje najlepsze lata, miał być dla niego wsparciem. I rzeczywiście, tak było, jednak stajnia z Maranello wciąż była kilka kroków za „srebrnymi strzałami”, przez co marzenia o piątym tytule coraz bardziej się oddalały.
Wtedy też nastał sezon 2019 – do zespołu Ferrari dołączył 21-letni Charles Leclerc. Jeszcze zanim odbyło się pierwsze Grand Prix, wielu kibiców sądziło, że Monakijczyk bardzo szybko może sprawić problemy Vettelowi. Ci, którzy tak myśleli, nie pomylili się ani trochę. Już podczas otwierającego sezon GP Australii lepiej prezentował się Leclerc. Wtedy jednak do gry włączył się zespół, który jasno stawiał wówczas na Sebastiana Vettela. Było tak przez kilka rund, lecz Niemiec nie potrafił tego wykorzystać – wciąż dominował Mercedes, a co więcej, coraz bardziej konkurencyjny był Max Verstappen.
Po wakacyjnej przerwie nastąpił przełom. Ferrari nagle zaczęło mieć przewagę nad Mercedesem, i to nie tylko w kwestii silnika. Potwierdził to Charles Leclerc, wygrywając zarówno GP Belgii, jak i GP Włoch. Wydawało się, że w Singapurze odniesie trzecie z rzędu zwycięstwo, gdyż startował z pole position. Wtedy jednak zespół Ferrari ponownie postawił na Sebastiana Vettela i przy zbiegu sprzyjających okoliczności, to Niemiec dojechał do mety na pierwszej pozycji. Jak się jednak później okazało, na niewiele się to zdało.
Końcówka sezonu pokazała dobitnie, że Vettel ponownie zmaga się z wielkimi problemami, gdy w jego ekipie zaczyna być niespokojnie. Niemiec nie mógł znieść tego, że znów – podobnie jak to było w 2014 roku – przegrywał ze swoim zespołowym partnerem. Dowodem na to była kolizja duetu Ferrari w Brazylii, gdyż żaden z nich nie zamierzał odpuścić. Wtedy włoska ekipa wiedziała już, że to przyszłość jest w Leclercu, a nie w Vettelu. Koniec końców Monakijczyk zajął w klasyfikacji generalnej czwarte miejsce i o 24 punkty wyprzedził Niemca.
Przechodząc więc do Mercedesa, Vettel nie mógłby liczyć, że zostanie liderem zespołu. Nim pozostanie oczywiście Lewis Hamilton, który co prawda nie podpisał jeszcze nowego kontraktu, ale jest to tak pewne, jak płacenie podatków. Owszem, Vettel mógłby to zmienić, osiągając lepsze wyniki, ale patrząc na przeszłość, wydaje się to nieprawdopodobne. Rola kierowcy „numer 2” zdecydowanie nie wychodzi Niemcowi na dobre, a tylko na takie rozwiązanie mógłby liczyć w Mercedesie.
2. Mercedes nie chce kłótni w zespole
Sebastian Vettel jest bardzo ambitnym kierowcą, który jako czterokrotny mistrz świata pożąda jak najlepszych wyników. Dlatego też chciałby właśnie dołączyć do ekipy Mercedesa, która zapewniłaby mu samochód z najlepszymi możliwymi osiągami. Chcąc jednak zdobyć tytuł mistrzowski, Niemiec musiałby pokonać swojego ewentualnego przyszłego partnera, Lewisa Hamiltona.
Pewnym jest więc, że dochodziłoby między kierowcami do wielu pojedynków, co rodziłoby niepotrzebne napięcie. Dla zespołu byłoby to niekorzystne, bo narażałoby przede wszystkim na zespołową klasyfikację. W końcu nic tak nie boli szefostwa zespołu, jak kolizja ich podopiecznych. Przypomnijmy tu chociażby wypadek z GP Hiszpanii w 2016 roku, gdy na pierwszym okrążeniu zderzyli się Lewis Hamilton i Nico Rosberg. Nie musimy jednak tak daleko szukać, gdyż – jak już to było wcześniej wspomniane – w ubiegłym roku na torze Interlagos doszło do kolizji pomiędzy Leclerkiem a Vettelem.
Gdy więc dwóch ambitnych kierowców, którzy pragną zwyciężać, znajdzie się w jednym zespole, kłótnie są pewne. Tego właśnie nie potrzebuje Mercedes, chcą mieć jasną sytuację w ekipie. Owszem, w wywiadach Toto Wolff powtarza, że swoich kierowców traktuje równo, ale wszyscy wiemy, jak jest. Numerem jeden jest Lewis Hamilton, a Valtteri Bottas jest doskonałym przybocznym. Fin jest solidny i choć czasami popełnia błędy, tak zapewnia sporą liczbę punktów. Zespół jest więc pewien, że ma pełną kontrolę nad swoimi kierowcami i nie grożą mu chociażby sytuacje z czasów rywalizacji Hamiltona z Rosbergiem. Dlatego też zakontraktowanie Sebastiana Vettela mogłoby być dla Mercedesa strzałem w kolano i być może utratą mistrzowskiej korony.
3. Sebastian Vettel popsułby plany George’a Russella
Red Bull ma Maxa Verstappena, Ferrari Charlesa Leclerca, McLaren Lando Norrisa, a Mercedes George’a Russella. Co prawda młody Brytyjczyk na razie startuje w Williamsie, ale wielokrotnie już testował samochody zespołu z Brackley i z pewnością marzy o angażu w wymarzonej ekipie. Na razie jednak zbiera doświadczenie, choć patrząc na możliwości auta Williamsa, za wiele pożytecznego on na tym nie zyska. Z tego też powodu każdy kolejny rok w tym zespole może być dla niego stratą czasu i rzutować na dalszą karierę.
Gdyby Mercedes zdecydował się zakontraktować Sebastiana Vettela, to umowa najprawdopodobniej zostałaby podpisana na dwa lata. Oznaczałoby to, że George Russell musiałby spędzić kolejne dwa sezony w Williamsie, bo opcji „ucieczki” ma niewiele. Tym samym Mercedes skomplikowałby karierę swojego protegowanego. Gdyby więc – czysto hipotetycznie – mistrzowski zespół pozostał w tym roku przy swoim obecnym, dobrze spisującym się składzie, możliwe, że Russell mógłby w przyszłym roku zastąpić Bottasa i pobierać lekcje od Lewisa Hamiltona, który najprawdopodobniej będzie wtedy walczyć o pobicie rekordu Michaela Schumachera. A kto wie, może nawet i już w tym roku Mercedes odważyłby się postawić na 22-latka i to jemu zaproponowałby umowę od sezonu 2021.
4. Mercedes posiada już wybitnego kierowcę
Biorąc pod uwagę liczbę tytułów mistrzowskich (7) i wygranych Grand Prix (91), najlepszym kierowcą wszech czasów był Michael Schumacher. Lewis Hamilton jest już jednak na ostatniej prostej (6 tytułów i 84 zwycięstwa), by te rekordy wyrównać, a nawet i przebić. Czy więc to Brytyjczyk jest – a może dopiero będzie – najlepszym kierowcą w historii? Trudno powiedzieć. Ciężko też porównywać różne epoki, było przecież wielu świetnych zawodników, chociażby Fangio, Lauda, Prost czy Senna. Możemy jedynie subiektywnie wybierać tego najlepszego, lecz bez wątpienia do ścisłej czołówki kierowców wszech czasów – już obiektywnie – należy włączyć Lewisa Hamiltona.
Mercedes ma więc już w swoich szeregach wybitnego, kompletnego kierowcę, który potrafi wykrzesać z samochodu wszystkie możliwości, a na torze znaleźć optymalną linię przejazdu, przy tym popełniając sporadyczne błędy – w końcu błądzić jest rzeczą ludzką. Lewis Hamilton jest u szczytu swojej formy i nie jest mu też potrzebny partner, który mógłby wykrzesać z niego jakieś dodatkowe pokłady sił, żeby stał się jeszcze lepszy. I choć nie ujmuję nic Vettelowi, bo jest on bardzo dobrym kierowcą, tak w szeregu znajduję się on półkę niżej niż sześciokrotny mistrz świata.
Mercedes podporządkował wszystko pod brytyjskiego czempiona i miałby to zaburzyć, angażując Vettela? W mojej opinii jest to nierealne. Jeden wybitny kierowca w zupełności wystarczy, a 10 mistrzowskich tytułów w ekipie – może i wyglądałoby na papierze imponująco – wszak sprawiałoby to więcej problemów niż pożytku. Choć Lewis zapewne nie miałby nic przeciwko, gdyby udowodnił swoją wyższość nad Sebastianem, pokonując go dokładnie w tym samym samochodzie.
5. Sebastian Vettel jest za drogi
Będąc czterokrotnym mistrzem świata i zwycięzcą 53 wyścigów, z pewnością liczysz na adekwatne do swoich umiejętności i dobytku wynagrodzenie. Zbyt niska pensja w takiej sytuacji byłaby wręcz dla ciebie pewnym upokorzeniem. I choć Vettela ciężko posądzać o materializm, wszak to bardzo miły, skromnie żyjący facet, ale fakt, że Leclerc miałby zarabiać więcej od czterokrotnego mistrza świata, na pewno wywarł na Niemcu niezbyt miłe wrażenia. Czy więc w zespole z Brackley mógłby liczyć na większą gażę?
Biorąc więc pod uwagę fakt, że Lewis Hamilton jest najlepiej zarabiającym kierowcą, a Sebastian Vettel do tej pory znajduje się na drugim miejscu na liście płac, Mercedes musiałby wydać na swoich podopiecznych być może nawet i 100 milionów dolarów rocznie. Jednak jeśli uwzględnimy problemy finansowe wynikające z pandemii koronawirusa, takie wymagania kierowców, mogłyby – nawet i Mercedesa – doprowadzić do bólu głowy. Czy więc taki duet jak Hamilton-Vettel byłby dla ekipy z Brackley dobrym rozwiązaniem z finansowego punktu widzenia? Raczej nie. Owszem, może i kontrakt z Niemcem mógłby opiewać na niższą kwotę, ale czy jego ambicja byłaby nią usatysfakcjonowana? Śmiem wątpić.
Jak w rzeczywistości rozwinie się sytuacja? Trzeba poczekać
Owszem, to tylko dywagacje na temat przyszłych ruchów transferowych, jednak wszystko zweryfikuje rzeczywistość. Być może Mercedes zaskoczy i odważy się na zakontraktowanie Sebastiana Vettela, tworząc tym samym gwiezdny duet. Jeśli jednak moje przypuszczenia okażą się słuszne, Formuła 1 pożegna po tegorocznych mistrzostwach czterokrotnego mistrza świata.
- Image: © Mercedes AMG Petronas Motorsport