Ferrari chce wprowadzić system wyrównywania osiągów jednostek napędowych

Sebastian Vettel - Scuderia Ferrari / © Scuderia Ferrari

Ferrari, pod pewnymi warunkami, jest gotowe poprzeć plan zamrożenia jednostek napędowych od sezonu 2022, jednak swój sprzeciw w tej sprawie wyraził już Toto Wolff oraz zespół Renault.

Niespodziewane odejście Hondy z F1 po sezonie 2021 wskrzesiło w środowisku na nowo dyskusję dotyczącą rozwoju obecnych silników, a także kolejnej wersji jednostki napędowej, która ma zostać wprowadzona do użytku w sezonie 2025-2026. Pierwszy z czynników jest kluczowy dla rodziny Red Bulla, która chce przejąć technologię japońskiego producenta, aby stać się w pełni niezależnym zespołem. Sprawa ta budzi jednak wiele kontrowersji w padoku, dlatego też na finalne rozwiązanie tego wątku prawdopodobnie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

Renault jest przeciwne, ale…

Problemem dla stajni z Enstone jest czas, ponieważ, zdaniem przedstawicieli tej ekipy, jest już za późno, aby myśleć o zamrożeniu rozwoju jednostek napędowych na starcie kampanii 2022. Dodatkowym mankamentem w tej sprawie jest fakt, że francuski zespół naciskał na takie rozwiązanie jakiś czas temu, ale wówczas taka koncepcja nie znalazła przychylności u reszty osób decyzyjnych w F1.

"Nie jesteśmy przeciwni temu pomysłowi, ale do jego realizacji potrzebny jest odpowiedni czas" - przyznał dyrektor wykonawczy Renault, Marcin Budkowski.

"Według obecnych wytycznych regulaminu od 2023 roku nie będziemy mogli już rozwijać silnika spalinowego oraz układu odzyskiwania energii. Dodatkowo w sezonie 2026 mają wejść w życie nowe przepisy dotyczące jednostek napędowych."

"Obecnie spekuluje się, że nowe silniki mogłyby pojawić się sezon wcześniej. Taki ruch może mieć sens dla tego sportu, jeśli opracujemy odpowiednie przepisy, które wpłyną w pozytywnym stopniu na te, które obecnie obowiązują. Jeżeli do tego dojdzie, wówczas zamrozimy rozwój silników w sezonie 2022. Na ten moment trudno powiedzieć, czy dojdzie do tego pod koniec sezonu, czy w połowie zmagań, ponieważ jest to temat do obszernej dyskusji. Pod tym względem mamy pełną klarowność, gdyż zawsze staliśmy za takim rozwiązaniem."

"Trzeba jednak zrozumieć, że nie możemy zaprzestać prac związanych z silnikiem na etapie przyszłorocznej kampanii. Jest na to po prostu za późno, a program rozwojowy ma swój określony cykl."

Polak odniósł się również do sytuacji, w której zarówno Red Bull, jak i Honda sprzeciwiały się koncepcji dotyczącej zamrożenia rozwoju jednostek napędowych.

"Kładliśmy duży nacisk, aby zamrozić rozwój wcześniej, ale reszta środowiska była jednak temu przeciwna. Obecnie poświęciliśmy sporo czasu i finansów na pracę nad naszym nowym silnikiem. Uważam jednak, że należy znaleźć pewien kompromis w tej sytuacji, ale musi on być rozsądny. Takie jest nasze stanowisko i będziemy pod tym względem bardzo konsekwentni."

"Jesteśmy gotowi pójść na pewne ustępstwa, ale nie możemy się kierować decyzją Hondy, która uznała nagle, że angaż w F1 jest zbyt kosztowny. Zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno byli innego zdania. Przy rozmowach musimy również kierować się dobrem sportu. Jestem przekonany, że z czasem dojdziemy do wspólnego porozumienia na płaszczyźnie silnikowej i znajdziemy najlepszy moment na wprowadzenie gruntownych zmian."

Ferrari stawia warunki

Zespół z Maranello z wiadomych względów był dotychczas bardzo sceptycznie nastawiony do projektu ekipy Red Bulla. Mattia Binotto w trakcie minionego weekendu stwierdził jednak, że jego ekipa może poprzeć pomysł zamrożenia jednostek napędowych, ale pod pewnymi warunkami. Pierwszym założeniem ma być ingerencja w limit przepływu paliwa, co ma umożliwić wyrównanie osiągów pomiędzy silnikami wszystkich producentów w okresie stagnacji rozwojowej. Drugim warunkiem jest natomiast wprowadzenie nowej wersji napędu na sezon 2025.

"W pełni rozumiemy obecną sytuację Red Bulla, by pozostać na kolejne sezony przy jednostce Hondy. Dlatego też w pewien sposób jesteśmy gotowi na zamrożenie rozwoju w ciągu jednego sezonu, ale stawiamy jednak w tej kwestii pewne warunki" - zakomunikował Mattia Binotto.

Toto Wolff krytyczny wobec pomysłu Ferrari

"Uważam, że byłby to początek końca prawdziwej Formuły 1" - powiedział szef Mercedesa.

"Osiągi silnika nie są mierzone wyłącznie na podstawie mocy maksymalnej, ale także na płaszczyźnie właściwości jezdnych, masy, chłodzenia i kilku innych ważnych aspektów. Uproszczenie tego schematu jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe, dlatego też nie poprzemy tego pomysłu."

Austriak dodał także, że wprowadzenie limitu przepływu paliwa byłoby bardzo upokarzające dla włoskiego składu.

"W środowisku padła propozycja wprowadzenia systemu konwergencji, co jest lekką zniewagą. Patrząc na trzy ostatnie sezony i rozwój silników, to właśnie Ferrari dysponowało największą mocą w 2018 i 2019 roku. My natomiast stopniowo rozwijaliśmy naszą konstrukcję i systematycznie naciskaliśmy na limity. Na ten sezon przygotowaliśmy nową jednostkę z myślą o redukcji strat."

"Nie mogę wręcz sobie wyobrazić sytuacji, że jakikolwiek producent, który naprawdę wierzy w swoje możliwości rozwoju silnika i podwozia, chciałby wprowadzenia takiego rozwiązania, jakim jest zrównoważenie osiągów. Nie wierzę, że ktokolwiek poparłby takie rozwiązanie, które jest swego rodzaju publicznym upokorzeniem."

"Nasz sport musi trzymać się z daleka od takich pomysłów. W przeciwnym razie skończymy jak wyścigi GT, gdzie producenci produkują silniki, które potem i tak są manipulowane oprogramowaniem."

Image: © Scuderia Ferrari