Formuła 1 bez kibiców do połowy sezonu 2021?

Formuła 1 bez kibiców do połowy sezonu 2021?

Formuła 1 ogłosiła wczoraj, że planowane rozpoczęcie sezonu nastąpi w Austrii bez udziału widzów. Na razie nie wiadomo, kiedy bramy torów wyścigowych otworzą się dla fanów, ale przy bardzo niesprzyjających okolicznościach może to potrwać nawet do połowy przyszłego sezonu.

Ze wszystkich dyscyplin sportowych świata Formuła 1 jest jedną z najbardziej narażonych na wpływ globalnej sytuacji epidemiologicznej. Wyścigi F1 odbywające się w dwudziestu krajach świata w ciągu ośmiu miesięcy i przyciągające średnio 200 000 kibiców, są bowiem idealnym wprost środowiskiem do rozprzestrzeniania się rozmaitych patogenów. Łatwo zatem zauważyć, że nawet pojedyncza osoba w padoku lub na trybunach może w bardzo krótkim czasie rozprzestrzenić zakażenie na dużą liczbę kibiców lub personelu. Ryzyko jest tym większe, że wirus może być przenoszony przez chorych, u których nie występują żadne objawy.

W związku z tym logiczne wydaje się rozwiązanie, polegające na ograniczeniu ryzyka i zminimalizowaniu liczby osób w padoku oraz zamknięcie wyścigów dla kibiców. Niemniej jednak jest to tylko rozwiązanie tymczasowe, chociażby ze względu na brak wpływów ze sprzedaży biletów. Naturalne jest zatem pytanie, jakie rozwiązania pozwolą na to, aby wyścigi Formuły 1 mogły odbywać się przy pełnych trybunach?

Odporność zbiorowa – kilka lat bez kibiców

Pierwszym z nich jest sytuacja, kiedy w społeczeństwie wykształci się odporność zbiorowa. Niestety, sytuacja taka jest bardzo odległą perspektywą. W samej bowiem Wielkiej Brytanii trwałoby to wiele lat, biorąc pod uwagę małą liczbę potwierdzonych przypadków (ok. 150 tysięcy na 66 milionów mieszkańców). Co więcej, rekomendacje światowej organizacji zdrowia (WHO) mówią, że obecnie brak jest dowodów na to, że osoby, które wygrały walkę z chorobą i mają przeciwciała przeciwko wirusowi, są chronione przed ponownym rozwojem choroby.

Testy dla kibiców – wyzwanie logistyczne i finansowe

Innym sposobem zapewnienia kibicom dostępu do rywalizacji na torze, jest poddanie ich testom przed wejściem na teren obiektu. Musiałoby to jednak odbywać się za każdym razem, kiedy dana osoba wchodzi na tor (a zatem kilka razy w ciągu całego weekendu). Łatwo domyślić się, jak duże koszty generowałaby taka operacja. Najszybsze testy dające wynik w ciągu kwadransa kosztują według magazynu Forbes 230 dolarów za dziesięć sztuk. Oznacza to, że koszt przebadania 200 tysięcy widzów w ciągu całego weekendu wyniósłby niemal 4,6 miliona dolarów. Do tego, należy jeszcze doliczyć koszty związane z procedurą testowania, a zatem organizacji punktów pobrań i wynagrodzenia dla wykwalifikowanego personelu. Ponadto, liczba testów potrzebnych do wykonania w krótkim czasie, znacznie przewyższa wydajność krajowych programów ochrony zdrowia. W Wielkiej Brytanii w ciągu doby można przeprowadzić około 15 tysięcy szybkich testów.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych, gdzie liczba ta jest blisko pięciokrotnie mniejsza. Tym samym, szybkie testy nie mogą stanowić realnego rozwiązania, pozwalającego kibicom cieszyć się wyścigami na trybunach.

Szczepionka – kibice na torze w sezonie 2021?

Biorąc pod uwagę powyższe realia, najbardziej realnym wyjściem pozostaje opracowanie szczepionki. Niestety to również jest proces długotrwały. Emma Walmsley, dyrektor naczelny koncerny farmaceutycznego GlaxoSmithKline powiedziała w wywiadzie dla telewizji BBC, że opracowanie szczepionki w trybie przyspieszonym powinno zająć około osiemnastu miesięcy. Podobnie wypowiada się profesor Chris Whitty, naczelny lekarz Anglii: “Szanse na szczepionkę w dowolnym momencie następnego roku są niewiarygodnie małe.”

Czas potrzebny na opracowanie szczepionki to jednak niejedyny problem. Szczepionka musi bowiem dotrzeć do wszystkich obywateli, a to proces, który może być liczony w kolejnych latach. Nadal jednak pozostaje to najbardziej realne rozwiązanie, pozwalające na organizację wyścigów przy pełnych trybunach. Jest ono także najbardziej akceptowalne społecznie. Ankieta przeprowadzona przez Stillman School of Business pokazuje bowiem, że 72% Amerykanów, nie zamierza uczestniczyć w żadnych wydarzeniach sportowych, dopóki szczepionka nie zostanie opracowana.

Jedno jest pewne – bez opanowania sytuacji, kibice nie będą mogli uczestniczyć w wyścigach. Jasno pokazuje to przykład Wielkiej Brytanii, gdzie festiwal wyścigów konnych Cheltenham, przyciągnął 250 tysięcy sympatyków tej dyscypliny, skutkując gwałtownym wzrostem liczby zachorowań.

Cała sytuacja ma oczywiście bardzo poważne skutki finansowe. Formuła 1 musi bowiem zrekompensować organizatorom straty z powodu braku kibiców, a więc głównie przychody ze sprzedaży biletów, a kwota ta oscyluje około 670 milionów dolarów rocznie. Tym samym, roczne przychody Formuły 1 mogą spaść z 2 do 1,3 miliarda dolarów. Należy tutaj doliczyć także koszty związane z transmisją wyścigów, czy obsługą hoteli, co daje straty w wysokości dodatkowych 200 milionów dolarów. Co więcej, ceny akcji Formuły 1 na giełdzie Nasdaq odnotowały rekordowy spadek, aż o 41%.

Największymi przegranymi wyścigów bez udziału publiczności, mogą być jednak zespoły, które według szacunków analityków Forbes’a mogą odnotować zyski nawet o 93% mniejsze niż w latach ubiegłych. Potwierdzają to także słowa dyrektora Generalnego Liberty Media, Grega Maffei: "Jeśli organizujesz wyścig bez widowni na żywo, oczywiście trzeba się liczyć z mniejszą rentownością, a nawet z jej brakiem.”

Obie strony tego sportu, czyli zarówno kibice, jak i zespoły, muszą mieć zatem nadzieje, że pesymistyczne szacunki dotyczące dostępności szczepień nie spełnią się i możliwe będzie jak najszybsze rozpoczęcie programu szczepień.