Historia o szczęśliwym zakończeniu

Historia o szczęśliwym zakończeniu

Wiele osób rozczarowała decyzja Williamsa, bo widziałam i takie komentarze w sieci, że kibice są rozczarowani, a nawet zdruzgotani tym, co ujrzało światło dzienne w południe 16 stycznia. Według mnie prędzej czy później romantyczna historia znajdzie swój szczęśliwy finał. W rzeczy samej.

Po przejściu na emeryturę Felipe Massy zespół był zobowiązany znaleźć kierowcę, którego wiek miał wynosić minimum 25 lat – bo tak wymagał tytularny sponsor, Martini. W końcu nie we wszystkich krajach 19-latek może promować alkohol. Robert nie dość, że spełniał te wymagania to jako na kierowcę wyścigowego ma już swoje lata i nie może czekać w nieskończoność. Ogromne zaplecze finansowe Sirotkina, a mowa o nawet 20 milionach dolarów, które wyłożył na stół w ostatniej chwili, skusiły zespół, za którego plecami nie stoi koncern ani inne źródło dochodów. Chciałoby się powiedzieć „taki mamy klimat”, choć ekipa pozostaje przy wersji, że to wyniki z testów w Abu Zabi ostatecznie zadecydowały, w których 22-latek zaprezentował lepsze tempo od Kubicy, jak i od Massy. Wspomniałam już o procentach i nawet jeśli mówiono, że Kubica wróci na 95 procent, to w dalszym ciągu 95 to nie sto, a na planecie zwanej „Formuła 1” pełny obrót nastąpił po dwóch dniach owych testów. Paddy Lowe porównał Rosjanina do Nigela Mansella, z którym w przeszłości współpracował, a ten zdobył tytuł dla ekipy z Grove. Druga strona medalu to fakt, że mocarstwo rosyjskie nie miałby swojego reprezentanta. Sirotkin dołączył do Williamsa i tym samym stawka na kolejny sezon została dopięta.

Nikogo nie powinno już dziwić, że w Formule 1 w ten sposób się sprawy załatwia. Nawet jeśli Kubica przekonał BMW Sauber swoimi umiejętnościami, teraz trzeba liczyć się z tym, że to już nie wystarczy. Uważam, że nie ma takiego talentu, którego nie przebiłaby odpowiednia suma. Sam Robert kiedyś powiedział, że gdyby miał do wyboru szybkiego kierowcę bez pieniędzy i takiego, który wniósłby duży budżet, sam wybrałby drugą opcję, a pieniądze przeznaczyłby na rozwój bolidu. Doskonale tu pasuje powiedzenie, że Williams zjadł ciastko i ma ciastko. Zarządzający zespołem są świadomi, że mają dwóch żółtodziobów w szeregu – Stroll ma za sobą jeden sezon, a Sirtokin dopiero zadebiutuje. Pieniądze na koncie się zgadzają, więc komu innemu, jak nie Kubicy zaoferować pomoc przy rozwoju bolidu? Człowiekowi, który słynie z genialnego wyczucia tematu. Jedyny taki egzemplarz na rynku. Jasne, można byłoby teraz unieść się honorem i odmówić, ale ta współpraca to nie tylko korzyść dla zespołu. To właśnie jemu potrzebne są kolejne kilometry na liczniku i obycie z nową technologią, bo w końcu trochę się zmieniło, a przecież sam chce do sportu wrócić. Dołączy do składu jako ten trzeci i wcale nie będzie „grzał ławy”. Williams zapewnił o występach w piątkowych treningach, a mówi się, że już w lutym Kubica pokona swoje pierwsze kilometry za kółkiem nowego bolidu. Wilk syty i owca cała.

Robert wrócił do „krwiobiegu” Formuły 1, a Williams potrzebuje transfuzji w postaci Roberta. To historia, która znajdzie swój szczęśliwy finał. Zaryzykuje stwierdzeniem, że jeszcze w tym sezonie, bo ten facet na to zasługuje. Zasługuje na to cała Formuła 1.