W miniony weekend, podczas GP Japonii, ekipa Mercedesa zagwarantowała sobie szósty z rzędu tytuł mistrza świata wśród konstruktorów. W walce o pierwsze miejsce w klasyfikacji kierowców liczą się już tylko zespołowi partnerzy Lewis Hamilton i Valtteri Bottas, przy czym Fin ma matematyczne szanse, by pokonać pięciokrotnego czempiona.
Mercedes dominuje w Formule 1 od początków ery hybrydowej. Jest to zasługa wielu świetnie współgrających ze sobą czynników: wydajnego i mocnego silnika, czy bolidu, którego konstrukcja daje przewagę nad innymi na torach o niemal każdej możliwej konfiguracji. Liczne zwycięstwa to również efekt umiejętnego zarządzania zasobami ludzkimi oraz koordynowania pracy nad samochodami przez szefa ekipy Toto Wolffa.
Niestety nie każdy może być Lewisem Hamiltonem i nie każdy posiada taką etykę pracy i kompetencje jak Toto Wolff. Dziś chciałam przybliżyć sylwetki tych kierowców, którzy w wyniku błędnych decyzji, nieprzemyślanych działań lub zawiedzionych nadziei, są według mnie największymi przegranymi tegorocznego sezonu F1.
Bolesne rozczarowanie
Transfer z Red Bulla do Renault miał być nowym, lepszym startem dla Daniela Ricciardo. Podczas ostatniego sezonu zmagań w jednej ekipie z superszybkim i utalentowanym Maxem Verstappenem, zdał sobie sprawę, że nie jest już kierowcą numer jeden. Rola skrzydłowego nie jest tą wymarzoną dla Ricciardo, który wielokrotnie podkreślał, że ściga się w F1 po to, aby wygrywać i zdobywać tytuły. Przejście do ekipy kierowanej przez Cyrila Abiteboula miało być dowodem na to, że Australijczyk czuje potrzebę odcięcia się od zespołu, w którym dorastał jako kierowca i jest gotowy na kolejne wyzwania.
Początek współpracy z Renault i pierwsze wyścigi można by porównać do zderzenia komara z pędzącą ciężarówką. Na przestrzeni sezonu stało się jasne, że sytuacja we francuskiej ekipie nie jest tak prosta, jak pokazują to oficjalne komunikaty prasowe. Awaryjne jednostki napędowe i mało konkurencyjny bolid, którym Australijczyk nie jest w stanie pokazać swojej szybkości i niewiarygodnego wręcz kunsztu wyprzedzania.
W kwalifikacjach Ricciardo tylko sześć razy uznał wyższość zespołowego kolegi Nico Hulkenberga. W dziesięciu rozegranych sesjach plasował się w pierwszej 10-tce, niestety wielokrotnie nie dowoził tych punktowanych miejsc do mety. Na papierze Renault jest piątą siłą w Formule 1, choć w rzeczywistości podczas niedzielnych wyścigów, zmagania zawodników tej ekipy nie porywają. Na palcach jednej ręki można policzyć solidne występy, podczas których zdobyli podwójne punkty dla zespołu – najbardziej pamiętny przykład i najlepszy z dotychczasowych rund to GP Włoch, gdzie zajęli czwarte i piąte miejsce.
Sezon 2020 niekoniecznie przyniesie znaczną poprawę w ekipie z Enstone, a to zła wiadomość dla Daniela Ricciardo. Jego kariera stanęła w mało sprzyjającym dla niego miejscu, a jedyną nadzieją na lepsze może być zmiana przepisów w 2021 roku.

Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle
Awans do jednej z trzech topowych ekip F1, ciężka, ale opłacalna praca nad sobą, rozwijanie swojego talentu pod czujnym okiem Helmuta Marko, przykład do naśladowania i skarbnica wiedzy na temat jazdy i współpracy z samochodem w postaci samego Maxa Verstappena - Pierre Gasly miał wyjątkową okazję do zrobienia kariery w Red Bullu. Francuz został kierowcą Red Bulla z tzw. "łapanki", w momencie, gdy Daniel Ricciardo przeszedł do Renault, a będący na wypożyczeniu Carlos Sainz podpisał umowę z McLarenem.
Gasly zupełnie się w nim nie odnalazł i bardzo długo szukał dla siebie "strefy komfortu" oraz sprzyjających warunków, uciekał się nawet do zmiany fotela (aż siedmiokrotnej), co nie przyniosło żadnego skutku. Nie poradził sobie także z presją ze strony zespołu.
Red Bull nastawiony jest na walkę z Ferrari i Mercedesem. Z racji trudnego do wykonania zadania, w postaci dominacji nad srebrnymi strzałami, próbują za wszelką cenę odnosić większe sukcesy niż Scuderia. Potrzebują do tego dwóch w miarę zbliżonych do siebie poziomem kierowców, szybkich, konsekwentnych i skutecznych w walce na torze. O ile Max Verstappen potrafi nawiązać walkę z każdym zawodnikiem, nawet Lewisem Hamiltonem, Gasly w niemal każdym wyścigu nie był w stanie sprostać nawet takiemu zadaniu, jak dowiezieniu punktowanego miejsca, wywalczonego w kwalifikacjach. Jednym słowem Pierre Gasly okazał się niewystarczającym kierowcą do tego, by wspierać Verstappena w walce o punkty dla Red Bulla.
Rozczarowanie francuskim zawodnikiem okazało się tak duże, że mimo zapewnień zespołu o dokończeniu tego sezonu w ekipie Christiana Hornera, w trakcie przerwy letniej Gasly został zdegradowany do siostrzanego zespołu Toro Rosso. Wskoczył na miejsce Alexandra Albona, który okazał się być jego godnym następcą.

Cztery tytuły mistrzowskie – i to wszystko?
Tegoroczny sezon z pewnością jest wielkim rozczarowaniem dla Sebastiana Vettela. Liczył na to, że w końcu uda mu się powalczyć o pierwsze miejsce w klasyfikacji kierowców, a świetne wyniki Ferrari podczas testów, tylko zaostrzyły jego apetyt.
Wszelkie nadzieje na sukces rozprysły się jednak niczym mydlana bańka. Debiutant w Scuderii, Charles Leclerc, pokonuje Niemca niemal na każdym polu, co jest niezwykle deprymujące dla Vettela, którego zespół jeszcze niedawno uznawał za niekwestionowanego lidera. Teraz sprzyjający front przesunął się w stronę młodego Monakijczyka i to dla niego przygotowywane są lepsze strategie wyścigowe.
Nie jest to komfortowa sytuacja dla jednego z najbardziej doświadczonych zawodników w stawce. Z padoku F1 zaczęły dochodzić pogłoski o odejściu Vettela z Ferrari już po tym sezonie, jednak sam zawodnik szybko zdementował te plotki. Mimo zapowiadanej walki o swoje miejsce w zespole przyszły sezon może być dla Niemca tym ostatnim w czerwonych barwach z Maranello.