Podsumowanie sezonu 2017 z Michałem Gąsiorowskim

Podsumowanie sezonu 2017 z Michałem Gąsiorowskim

Na zakończenie naszej serii artykułów podsumowujących wydarzenia sezonu 2017 Formuły 1, prezentujemy rozmowę z komentatorem Eleven Sports Michałem Gąsiorowskim.

Sezon 2017 był pierwszym w hybrydowej erze, podczas którego Mercedes miał realnego konkurenta. Ferrari jednak nie stanęło na wysokości zadania i nie pokonało ekipy z Brackley. Czy postawę zespołu z Maranello należy rozpatrywać w kontekście sukcesu czy porażki?

Michał Gąsiorowski: Myślę, że mimo wszystko powinniśmy uważać tegoroczną dyspozycję Ferrari za sukces, ponieważ poprzednie lata były tak zdominowane przez Mercedesa, że wydawało się, iż będzie bardzo trudno dogonić Srebrne Strzały. Okazało się, że jednak Ferrari się pozbierało i było realnym konkurentem. Trzeba również przyznać, że o ile w klasyfikacji konstruktorów sprawa dość szybko była rozstrzygnięta, to w zestawieniu punktacji kierowców mieliśmy dość długą walkę pomiędzy Sebastianem Vettelem i Lewisem Hamiltonem.

Moim zdaniem, tak na własne życzenie Ferrari i sam Vettel pokpili sprawę. Nie przesądzam, że Niemiec by ten tytuł wywalczył, ale przynajmniej ta walka mogła przeciągnąć się znacznie dłużej. Seria trzech przegranych przez Ferrari wyścigów, czyli Singapur, Japonia i Malezja spowodowały, że Lewis Hamilton tytuł miał praktycznie w kieszeni. Trochę błędów Sebastiana Vettela oraz także po stronie Ferrari spowodowały, że tytuł ten wymknął im się z rąk.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, jak Sebastian Vettel reagował pod koniec sezonu, wydawać by się mogło, że będzie przybity, a tymczasem postrzegam to tak, że był pozytywnie zbudowany na przyszłość. Poczuł, że ta walka o tytuł jest realna i skoro było tak w tym sezonie, to niewykluczone, że podobnie będzie również i w przyszłym, a Ferrari jest już bardzo blisko Mercedesa.

Muszę przyznać, że pod tym względem kolejny sezon będzie fascynujący, dlatego, że wiele wskazuje na to, iż Ferrari dokonało znacznego postępu w projekcie jednostki napędowej na sezon 2018. Dochodzą plotki z Włoch, że ich silnik ma być zdecydowanie mocniejszy, a do tego również pracują nad niezawodnością, na co wskazuje weto Maurizio Arrivabene w sprawie utrzymania limitu silników na obecnym poziomie. Do tego również Mercedes kompletnie zmienia filozofię konstrukcyjną i może być różnie. Znając ich perfekcjonizm, możemy się znowu spodziewać, że będzie to piekielnie dobry samochód, bo w tym roku mieli sporo z nim problemów. Jak będzie z tym przyszłym nie wiadomo...

Podsumowując pytanie, to wydaje mi się, że to jest bardziej sukces niż porażka Ferrari. Na końcu sezonu z pewnością zabolało ich to, że nie zdołali zdobyć tytułu, ale z drugiej strony mogą być dumni z siebie, że dokonali takiego postępu w stosunku do tego, co było w zeszłym roku.

Pojedynek o tytuł toczył się pomiędzy dwoma najbardziej utytułowanymi kierowcami w stawce. Sebastian Vettel i Lewis Hamilton mieli swoje wzloty i upadki, ale czyja dyspozycja zrobiła na Panu większe wrażenie?

M.G.: Trudno jednoznacznie wskazać jednego z tych kierowców. Początek sezonu był naprawdę fenomenalny w wykonaniu Sebastiana Vettela i dlatego mieliśmy znakomitą walkę, a Seb pokazał, że jeśli ma dobry samochód, to jest w stanie rzeczywiście walczyć jak równy z równym, z Lewisem Hamiltonem, ale koniec końców trzeba przyznać, że mimo drobnych niepowodzeń w tym sezonie, między innymi fatalnego weekendu w Monako, Brytyjczyk był piekielnie szybki. Pokazuje to jego znakomity dorobek chociażby w kwalifikacjach, gdzie nie miał sobie równych, a potem w wyścigach wyciskał absolutnie maksimum. Tego nie można powiedzieć o Sebastianie Vettelu, ponieważ tam gdzie powinien dominować, tego nie zrobił. Odwołam się do wypowiedzi Nico Rosberga dla Eleven Sports, który wygrał z Lewisem Hamiltonem w sezonie 2016. Powiedział, że jego kluczem do sukcesu było wykorzystywanie każdej słabości Brytyjczyka i on to wykorzystał do perfekcji. Wiedział, że gdy jego rywalowi przytrafi się słabszy weekend, to musi zrobić z tego użytek. Natomiast Sebastian Vettel tego nie wykonywał. W związku z tym myślę, że Niemiec wykonał kawał dobrej roboty i chciałbym go pochwalić za ten sezon, ale jeśli miałbym wybrać jednego kierowcę, który bardziej mi zaimponował, to postawiłbym na Lewisa Hamiltona, ponieważ był on perfekcyjny, gdy było to niezbędne.

Dla Valtteriego Bottasa był to pierwszy sezon w zespole Mercedesa. Myślę, że warto poświęcić mu chwilę. Wielu ekspertów wróżyło mu, że Lewis Hamilton zniszczy mu karierę. Tak się nie stało. Można było odnieść wrażenie, że duet ekipy z Brackley fenomenalnie się uzupełniał. Czy Mercedes znalazł idealnego zespołowego partnera Lewisa Hamiltona?

M.G.: Valtteri Bottas został rzucony na głęboką wodę, otrzymał miejsce w zespole u boku jednego z najwybitniejszych kierowców, myślę, że nie tylko obecnych czasów, ale i w całej historii Formuły 1. Do tego była to dla niego zupełnie nowa ekipa, samochód, którego musiał się uczyć, z którym sam Mercedes miał problem. Jego konstrukcja sprawiała, że tylne opony się przegrzewały, trudno było je doprowadzić do właściwej pracy, odpowiedniej temperatury. Za sprawą tego zadanie postawione przed Finem było bardzo trudne, ale w sumie jego dyspozycję oceniłbym pozytywnie, ponieważ musiał dużo zrobić, nauczyć się pracy z nowym zespołem, tego nowego auta i sam w pewnym momencie przyznał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele Lewis Hamilton poświęca czasu, aby przygotować się do weekendu Grand Prix.

To był dla niego sezon nauki. Kilka razy pokazywał, że potrafi być szybki. Mówił, że lepiej sobie radził, tam gdzie asfalt był gładszy i nie było problemów z oponami, stąd też jego dominacja na przykład w Rosji. Musiał trochę zmienić swój styl jazdy i koniec sezonu w jego wykonaniu był naprawdę niezły, aczkolwiek trzeba też pamiętać o tym, że kiedy Lewis Hamilton zapewnia sobie tytuł mistrzowski, to wtedy jego forma staje się trochę słabsza i to właśnie wykorzystał Valtteri Bottas. Biorąc pod uwagę tą końcową fazę mistrzostw, myślę, że Fin pojechał na przerwę zimową w dobrym nastroju, gdyby miał mniej szczęścia i nie odniósł zwycięstwa w ostatnim wyścigu, to myślę, że ten sezon nie byłby aż tak udany. Nie czarujmy się, przewaga Lewisa Hamiltona była spora, ale przypuszczam, że wyciągnął wiele wniosków i w przyszłym sezonie będzie bardziej konkurencyjny.

Czy odejście Rosberga paradoksalnie nie oczyściło atmosfery w zespole?

M.G.: Zdecydowanie. Tam atmosfera była tak napięta, że wystarczyło wsadzić szpilkę, żeby to wszystko eksplodowało. Do tego przyczynił się też w dużej mierze Nico Rosberg, ponieważ Toto Wolff w pewnym momencie przyznał, że Niemiec był mistrzem gierek psychologicznych i starał się wyprowadzać Lewisa Hamiltona z równowagi. Myślę, że wszyscy mieli już kompletnie dosyć tej rywalizacji, rzeczywiście była bardzo intensywna. Valtteri Bottas okazał się zupełnie innym gościem, zachowywał się fair. Lewis Hamilton się odwdzięczał, czego najlepszym przykładem jest wyścig na Węgrzech, w którym oddał pozycję Finowi. Tym też zbudował dobre relacje i to w dalszej części sezonu mu się opłaciło, ponieważ wiedział, że w kryzysowej sytuacji, zawsze może liczyć na Valtteriego. Myślę, że zdecydowanie odetchnęli w Mercedesie i relacje wewnątrz zespołu są wyśmienite. Pytanie, jak to będzie wyglądaćco kiedy Valtteri Bottas stanie się większym konkurentem dla Lewisa Hamiltona. Nie wiem czy tak faktycznie się stanie, ale w takim przypadku ich stosunki mogą się odrobinę pogorszyć.

Gdy spojrzymy na zapowiedzi sezonu 2017, szczególnie te wcześniejsze, jeszcze sprzed testów w Barcelonie, to okaże się, że czarnym koniem, a raczej patrząc na logotyp, to raczej czarnym bykiem rywalizacji miał być zespół Red Bull Racing, jednak na początku sezonu okazało się, że temu bykowi zabrakło rogów. Czemu ekipa z Milton Keynes nie wykorzystała zmian mających na celu zwiększenie aerodynamiki, która na przestrzeni lat była ich asem w rękawie?

M.G.: Po pierwsze, Adrian Newey został oddelegowany do innego projektu, któremu się dość mocno poświęcił, czyli stworzeniu hipersamochodu Valkyrie wraz z Astonem Martinem, który też jest pewnym odzwierciedleniem technologii płynącej z Formuły 1. Pamiętajmy, że ich główną koncepcją, wokół której zbudowali całe auto było poniekąd aktywne zawieszenie. Stosowanie tego typu rozwiązania przed sezonem zostało zakazane. Wprawdzie Red Bull się tego wypiera, ale fatalne wyniki z testów przedsezonowych i pierwszych wyścigów dają podstawy do tego, że mogło być inaczej.

Natomiast można pochwalić Red Bulla za to, że jednak w miarę upływu sezonu, podkręcili swoje tempo. Widać wówczas było, że wracają na dobre tory, ale nadal wiele zależy od jednostek napędowych, które mają do dyspozycji. Porównując osiągnięcia McLarena-Hondy i Toro Rosso, które korzystało z silników Renault, okazuje się, że ekipa z Woking w tym sezonie pokonała więcej okrążeń. To świadczy o tym, że problemy z produktami francuskiego koncernu były dosyć spore. Adrian Newey marzyłby o tym, żeby ta sytuacja się poprawiła. Wiadome jest to, że Renault pracuje nad wyeliminowaniem niezawodności jednostek napędowych oraz wprowadzeniem trybu kwalifikacyjnego. Można tylko ufać, że uda im się wykonać tę pracę w sposób należyty, ponieważ mają jeszcze spore pole do poprawy. Jeżeli uporają się z tym, to Red Bull zdecydowanie bardziej będzie liczył się w walce o podia. Wydaje mi się, że z tego, czym dysponowali wyciągnęli maksimum. Pamiętamy niesamowitą serię podiów, zwycięstwa Daniela Ricciardo i Maxa Verstappena, więc Red Bull był tam, gdzie być powinien. Mimo, że spodziewali się po nim znacznie więcej, nie można spisać sezonu 2017 w ich wykonaniu na straty.

Kolorytu tegorocznej rywalizacji na torze, nie tylko ze względu na rzucające się w oczy różowe barwy, niewątpliwie dodawał duet zespołu Force India. Junior Mercedesa Esteban Ocon został namaszczony na pogromcę Sergio Pereza i w drugiej połowie sezonu faktycznie Francuz spełnił pokładane w nim nadzieje. Czy można w jakikolwiek sposób usprawiedliwić postawę Meksykanina?

M.G.: Uważam, że Sergio Perez był w poważnych tarapatach w drugiej połowie sezonu, ponieważ zobaczył, że gdy Formuła 1 wróciła na te tory, które Esteban Ocon zna z zeszłego roku, zaczął tracić dystans do swojego partnera zespołowego. Francuz wygrał cztery sesje kwalifikacyjne z rzędu ze swoim partnerem z ekipy, regularnie dojeżdżał do mety, cały czas wywierał na nim presję. Według mnie jest on odkryciem sezonu. Przez swoją postawę na torze i poza nim pokazał, że jest kierowcą, o którym w przyszłości można myśleć jako o potencjalnym mistrzu świata. Zastanawiam się nad tym, co zrobi Sergio Perez podczas przerwy zimowej, ponieważ musi naprawdę wziąć się do pracy, jeśli myśli o tym, żeby pokonać Estebana Ocona. Widać już, że nie będzie to wcale takie łatwe i myślę, że czeka nas interesująca rywalizacja między nimi także w przyszłym sezonie.

Sezon 2017 Formuły 1 był debiutanckim dla Stoffela Vandoorne oraz Lance Strolla. Pod koniec roku również do stawki F1 dołączyli Pierre Gasly i Brendon Hartley. Który z nich według Pana zasługuje sobie najbardziej na miano debiutanta roku?

M.G.: W przypadku Lance Strolla, należy wziąć pod uwagę to, że miał trudny początek sezonu oraz ciążyła na nim ogromna presja, z którą nie do końca sobie radził. Kiedy się z tym uporał, nie było już tak źle i widać, jaki postęp zrobił w trakcie tego sezonu. Wydaje mi się, że znacznie trudniejsze zadanie spoczywało na barkach Stoffela Vandoorne, ponieważ miał w zespole Fernando Alonso, a nie mamy wątpliwości co do tego, że jest lepszym kierowcą niż Felipe Massa. Za sprawą tego wyniki Hiszpana były realnym odzwierciedleniem formy Belga. Końcówka sezonu w jego wykonaniu była dobra i jeżeli spojrzymy na czasy kwalifikacji z początku sezonu, to okaże się, że Fernando Alonso był szybszy od swojego partnera z ekipy o sekundę, a pod koniec sezonu Stoffel Vandoorne deptał mu po piętach. To świadczy o tym, że Belg wyciągnął pewne wnioski, zmienił styl jazdy i po prostu zaczął jeździć szybciej.

Trudno ocenić Brendona Hartleya i Pierre Gasly'ego. Obaj byli trapieni przez problemy techniczne, nie ma też co ukrywać, że jak na razie wygląda na to, że są słabszymi kierowcami od Carlosa Sainza i Daniiła Kwiata. Należy więc poczekać na to, co pokażą w przyszłym sezonie. Gdybym miał wybrać kogoś z tych debiutantów, to byłby nim Stoffel Vandoorne, za to jak poprawił swoje tempo na tle Fernando Alonso. Natomiast wielkie brawa dla Lance Strolla za to podium, dokonać tego w debiutanckim sezonie i jeszcze startować z pierwszego rzędu, co miało miejsce we Włoszech jest niebywałą sztuką.

Pomimo wielu pozytywnych aspektów mieliśmy też przypadki negatywne. Martwiono się, że zmiany na sezon 2017, którymi dla przypomnienia było zwiększenie aerodynamiki aut, zmniejszą ilość manewrów wyprzedzania i faktycznie to się potwierdziło. Podczas GP Australii, Rosji czy Abu Zabi można było je policzyć na palcach jednej dłoni. Czy pomimo tego można uznać, że Formuła 1 poszła we właściwym kierunku?

M.G.: Nie zgadzam się z tym, że jeśli mamy mniej manewrów wyprzedzania, to jest gorzej. Uważam, że chodzi przede wszystkim o walkę na torze, mieliśmy kilka kapitalnych pojedynków w tym sezonie. Kierowcy na to, aby móc kogoś wyprzedzić musieli sobie zapracować i bardzo mi się to podobało. W zeszłym sezonie faktycznie było więcej tego typu manewrów, w Chinach dla przykładu było ich aż 126. Nie wiem czy takie podbijanie liczb jest czymś dobrym. W związku z tym, pomimo tego, że początek sezonu faktycznie był trudny, to jednak kierowcy nauczyli się lepszego wykorzystywania opon. Byli przyzwyczajeni, że trzeba je bardzo oszczędzać i bali się atakować, ale później okazało się, że są one trochę twardsze i można pozwolić sobie na to, aby mocniej atakować, czy nawet popełnić jakiś błąd i wcale nie oznaczało to, że opony są do wyrzucenia. Kiedy już to zrozumieli, to uważam, że był to ciekawy pod tym względem sezon. Jak zawsze było kilka nudniejszych oraz kilka ciekawszych wyścigów, natomiast przeważały te bardziej interesujące, więc ja na brak manewrów wyprzedzania nie narzekam.

Sezon 2017 był również debiutem dla Liberty w roli posiadacza praw komercyjnych do Formuły 1. Ich działania były głównie poświęcone długoterminowym planom, ale zdołali między innymi także zaprezentować kilka imprez pokazowych jak na przykład ta w Londynie. Jak Pan ocenia w takim razie pracę podjętą przez Liberty Media?

M.G.: Jeszcze nie wiemy, jak dokładnie ta Formuła 1 według ich koncepcji ma wyglądać. Uważam, że zrobili dużo dobrego w tym sezonie, rozruszali trochę tę skostniałą strukturę na przykładzie między innymi tego, co działo się w mediach społecznościowych. Pozwolono kierowcom na robienie zdjęć, filmów w padoku czy garażu. Mieliśmy taką sytuację, podczas gdy kwalifikacje z powodu obfitych opadów deszczu były przerwane, kierowcy nudząc się robili różne ciekawe rzeczy. Nie było tego wcześniej. Myślę, że Liberty Media stara się szukać takiej drogi, która pozwoli przyciągnąć zarówno młodszych kibiców, jak i zainteresować bardziej tych, którzy są już przy Formule 1 od dłuższego czasu.

Nie wszystko było idealne w tym sezonie, ale cieszę się, że podejmują takie próby i starają się przynajmniej coś robić. Przypominam, że za czasów Berniego Ecclestone Formuła 1 stworzyła swój kanał na Facebooku dopiero pod koniec 2015 roku. To o czymś świadczy. Tymczasem mieliśmy sporo zmian pod kibiców, chociażby oznaczenia samochodów, tak, żeby ci mniej wytrawni widzieli, co dzieje się na torze i aby było im łatwiej rozpoznać kierowców. Były również próby wprowadzenia kamer 180 stopni, a wiemy, że w przyszłym sezonie będą kamery 360 stopni. F1Live Show w Londynie w mojej ocenie było sukcesem i najprawdopodobniej będziemy mieli coś podobnego za rok we Francji.

Za udaną uważam także próbę zrobienia większego show podczas GP Stanów Zjednoczonych. Oczywiście zgadzam się z tym, że nie do każdego toru i nie do każdego klimatu to pasuje, ale akurat w Stanach Zjednoczonych według mnie sprawdziło się to idealnie. Cieszę się, że starają się zachęcić nowych kibiców do Formuły 1, ponieważ o to właśnie chodzi, żeby ludzie się nią interesowali. Czasy się zmieniają, co także wpływa na sposób odbioru różnych widowisk, więc nie można stać w miejscu i nawiązywać ciągle do sukcesów lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych, Formuła 1 też musi się odrobinę zmienić i w tę stronę idzie Liberty Media.

Czołówka była reprezentowana przez trzy zespoły korzystające z trzech różnych silników - Ferrari, Mercedes i Renault. Czy możemy stwierdzić, że różnice między poszczególnymi jednostkami napędowymi zarówno w aspekcie niezawodności jak i mocy maleją, bo jednak w przypadku włoskiego producenta można było dostrzec wyraźny postęp. Czy Renault jest w stanie zbliżyć się do Mercedesa i Ferrari?

M.G.: Serce mówi co innego, rozum mówi co innego. Chciałbym, aby Renault jak najbardziej zbliżyło sie do Ferrari i Mercedesa, ale ci dwaj producenci nie śpią, cały czas pracują. Wiadomo, że Renault wróciło do Formuły 1 jako zespół fabryczny i dali sobie trochę czasu na rozwój tej ekipy, zwiększyli liczbę pracowników i ciągle szukają sposobów na to, aby walczyć o podia i to jest ich cel. W związku z tym jestem pewien, że będą dokonywali postępów. Mimo wszystko jestem zdania, że zdołają się zbliżyć do Ferrari i Mercedesa, aczkolwiek ta ich strata była całkiem spora, co szczególnie dawało o sobie znać w kwalifikacjach. Pytanie, czy faktycznie będą w stanie stworzyć taki tryb na jedno szybkie okrążenie pomiarowe i uporać się z problemami dotyczącymi niezawodności. Nie jesteśmy na chwilę obecną w stanie na to odpowiedzieć.

Czy może jest taki moment sezonu 2017, który w sposób wyjątkowy zapadnie w Pańskiej pamięci?

M.G.: Wybrałbym trzy takie momenty. Pierwszy z nich to walka Lewisa Hamiltona i Sebastiana Vettela podczas GP Hiszpanii. Była naprawdę niesamowita i cieszyliśmy się niezmiernie z tej rywalizacji. Kolejny to wyścig w Baku, który był absolutnym szaleństwem i takiego kibice Formuły 1 już dawno nie widzieli, ponieważ działo się tam wszystko, co tylko można było sobie wyobrazić. Trzeci moment to kolizja na starcie GP Singapuru pomiędzy Sebastianem Vettelem, Kimim Raikkonenem i Maxem Verstappenem, która tak naprawdę pogrzebała szanse Niemca na wywalczenie mistrzowskiego tytułu.

W tym sezonie już definitywnie pożegnaliśmy się z Felipe Massą. Brazylijczyk spędził w F1 sporo czasu. Czy przyszedł już najwyższy czas na to, żeby zakończył karierę? Był przecież szybszy od Strolla...

M.G.: Dla tak doświadczonego kierowcy, który przez tyle lat jeździł w Ferrari i otarł się o mistrzowski tytuł, nie jest żadnym sukcesem to, że był lepszy od Lance Strolla. Myślę, że już przyszedł na niego czas i gdybyśmy się dowiedzieli, że jakimś cudem wraca na kolejny sezon, to kibice wzdychaliby już do nieba i zastanawiali się, o co tak naprawdę chodzi. Felipe nie przeskoczy już pewnego poziomu, więc czas na młodych kierowców, na świeżą krew. Jeśli chodzi o Williamsa, to oczywiście my mamy swojego kandydata, nasze serca biją jednoznacznie i nie mamy, co do tego wątpliwości, kogo chcielibyśmy tam zobaczyć. Felipe ładnie się pożegnał z Formułą 1 i niech tak zostanie.

Żegnamy również Formułę 1 bez Halo. Roger Benoit dla Eleven powiedział, że GP Abu Zabi było ostatnim prawdziwym wyścigiem Formuły 1. Czy podziela Pan to zdanie, że Formuła 1, którą zobaczymy w marcu 2018 będzie czymś zupełnie innym?

M.G.: Trochę się z nim zgadzam. Będziemy musieli się do tego przyzwyczaić. Niewykluczone, że w pewnym momencie Halo zniknie, ale decyzja została podjęta i nie możemy za wiele zrobić w tym temacie. Nie jestem fanem tego rozwiązania, jednak uważam, że z tych propozycji, które zostały przedstawione, w ramach poprawy bezpieczeństwa kierowców, to właśnie Halo jest najlepszym systemem. Przypuszczam, że będzie problem z wysiadaniem z samochodów, co już zapowiedziały testy z Valtterim Bottasem, który nie miał pojęcia, jak opuścić kokpit. Kierowcy pewnie się trochę tego nauczą, ale z pewnością będzie to kłopot. Jestem zdania, że takich sytuacji, w których zawodnicy byli narażeni na poważne urazy głowy, było niewiele, to naprawdę musi być splot jakiś nieszczęśliwych zdarzeń, żeby coś takiego miało miejsce. Oczywiście takie rzeczy się zdarzają, ale ma to miejsce bardzo rzadko i wydaje mi się, że Formuła 1 zrobiła się na tyle bezpieczna, iż trochę jest to wylewanie dziecka z kąpielą, ponieważ są bardziej niebezpieczne sporty. Nie mamy jednak wyjścia, będziemy musieli do tego przyzwyczaić. System Halo ma ewaluować, być mniejszy, ale na chwilę obecną jest wyzwaniem dla zespołów przede wszystkim, jeśli chodzi rozkład masy, trochę mniej aerodynamikę. Mimo wszystko jednak ogranicza widoczność, a do tego samochody wyglądają dużo gorzej. Nic na to nie możemy poradzić. Ja się z Rogerem Benoitem jak najbardziej zgadzam.