Podsumowanie sezonu 2019 w MotoGP z Michałem Fiałkowskim

Podsumowanie sezonu 2019 w MotoGP z Michałem Fiałkowskim

Na zakończenie podsumowania sezonu MotoGP postanowiliśmy przeprowadzić rozmowę z legendarnym już komentatorem wyścigów motocyklowych, a obecnie skupiającym się na rozwoju swojej agencji PR, Media4Racing – Michałem „Mickiem” Fiałkowskim.

Dopiero co zaczynaliśmy sezon 2019, a już go skończyliśmy. Swój ósmy tytuł mistrzowski wywalczył Marc Marquez, odniósł 12 zwycięstw, 6 razy był drugi – to całkowita dominacja, choć po zimowych testach niewiele się na to zanosiło. Co dalej? Czy ktoś go zdoła powstrzymać?

Michał Fiałkowski: Na razie nikogo nie widać na horyzoncie. Wiele wskazuje na to, że czekają nas kolejne lata dominacji Marca Marqueza. Ma to zarówno dobre, jak i złe strony. Na szczęście takim światełkiem w tunelu i iskierką nadziei jest Fabio Quartararo, lecz tutaj już dużo nie zależy od niego, ale od motocykla, jakim będzie dysponował. Na pewno Marquez pokazał w ostatnich latach, że jest absolutnym fenomenem. Moim zdaniem najlepszym zawodnikiem w historii.

Lepszym niż Agostini?

MF: Tak, myślę, że lepszym, ponieważ są to zupełnie inne czasy. Co prawda kiedy ścigał się Agostini, to było to całkowicie niebezpieczne. Wtedy nie było walki o szukanie dziesiątych sekundy tylko była walka o życie, zawodnicy ginęli niemal na każdych zawodach. Poza tym różnice w sprzęcie były gigantyczne i Agostini potrafił wygrywać wyścigi, dublując wszystkich pozostałych rywali. I umówmy się, to nie była tylko kwestia umiejętności, bo wraz z nim startowało wielu świetnych zawodników. To wszystko więc zależało też od dużych różnic sprzętowych. Oczywiście, nie można odmówić Agostiniemu tych wszystkich tytułów, ale na pewno to, co obserwujemy od 10-20 lat, to są wyścigi, w których konkurencyjność jest na zupełnie innym poziomie i myślę, że trzeba to rozpatrywać w trochę innych kategoriach i moim zdaniem tutaj – pod tym względem – zdecydowanie najlepszym zawodnikiem jest Marquez.

Co prawda przez wiele lat za takiego uważałem Caseya Stonera, natomiast Marquez ma to, czego brakowało Australijczykowi, czyli nie przymyka gazu, kiedy robił to Stoner. On nie ryzykował tyle, nie stawiał wszystkiego na jedną kartę tak często, jak robi to Marquez. Kilka lat temu w taki sposób podsumował to właśnie Jorge Lorenzo i ja się z tym zgadzam. Poza fenomenalnymi umiejętnościami Marquez ma też taki pazur i nie boi się zaryzykować, nie boi się atakować nawet wtedy, gdy wydawałoby się, że są to manewry skazane na niepowodzenie. To sprawia, że jest nie tylko szybki, ale też najbardziej widowiskowy, jeśli chodzi o stawkę MotoGP.

Czy jednak spodziewałeś się aż takiej dominacji w tym roku? Zwłaszcza po operacji ramienia, której Marquez poddał się po zakończeniu poprzedniego sezonu.

MF: Rzeczywiście, aż takiej dominacji chyba nie. W zeszłym roku były przebłyski ze strony Ducati i bardzo ładnie prezentował się Alex Rins wraz z całym projektem Suzuki. Miałem więc nadzieję, że Marquezowi będzie trudniej niż w zeszłym roku, a okazało się, że było wręcz przeciwnie. Może nie było łatwiej, natomiast wyniki mówią same za siebie – w tym roku zdobył 420 punktów, o 99 więcej niż rok temu.

I też pobił rekord w różnicy punktowej pomiędzy pierwszym a drugim zawodnikiem.

MF: Dokładnie, wręcz zmasakrował wszystkich. To był zdecydowanie jego najlepszy sezon. Co prawda więcej wyścigów wygrał w 2014 roku – teraz miał jeden triumf mniej – ale więcej razy stawał na podium. Wtedy też miał serię 10 wygranych z rzędu, ale w drugiej połowie sezonu był spadek formy, który bardziej wynikał z głowy Marqueza niż z kwestii technicznych. Tym razem czegoś takiego nie było, mimo że ta przedsezonowa operacja dawała tutaj jakieś znaki zapytania. Marquez poradził sobie z tym jednak śpiewająco i nic nie wskazuje, by ta operacja, którą miał kilkanaście dni temu, miała mu pokrzyżować plany w sezonie 2020.

Czyli mimo to wydaje się faworytem na kolejny sezon?

MF: Absolutnym i zdecydowanym.

Będąc przy Marquezie, nie sposób przejść obojętnie obok Hondy. W głównej mierze dzięki niemu w tym roku ponownie zdobyła potrójną koronę, wygrywając wszystkie trzy klasyfikacje. Czy rzeczywiście jest jednak najlepszym motocyklem?

MF: Myślę, że nie jest najlepszym motocyklem. Pokazują to wyniki pozostałych zawodników Hondy. Jak spojrzymy na tabelę, to dopiero na dziewiątym miejscu znalazł się drugi z nich Cal Crutchlow. Brytyjczyk przegrał m.in. z Jackiem Millerem, który jest jednak prywatnym zawodnikiem Ducati czy też z Valentino Rossim, który miał dużo problemów i nie wygrał ani jednego wyścigu w tym sezonie. To pokazuje, że Honda wcale nie dysponuje najlepszym pakietem. Nie jest też na pewno najłatwiejszym motocyklem, o czym mówi sam Marquez. Podoba mi się jednak to jego podejście. Kiedy ostatnio testował Hondę na przyszły rok i zapytano go, czy jest ona nadal tak nerwowa, odpowiedział, że go to w sumie nie obchodzi czy jest nerwowa, czy nie, ona ma być po prostu szybka. I rzeczywiście, jest szybka, natomiast wymaga bardzo specyficznego, agresywnego i odważnego stylu jazdy.

Jorge Lorenzo pokazał nam, jak trudno dojść z tym motocyklem do ładu i myślę też, że trudny sezon czeka Alexa Marqueza. To potwierdza nam, jak trudnym motocyklem jest Honda, ale jakoś ten Marquez i wcześniej Casey Stoner znaleźli sposób, by ją ujarzmić. Jest to więc możliwe. Na pewno też Honda jest dobrym motocyklem, co pokazał Dani Pedrosa, który w ostatnich latach był w stanie walczyć regularnie o podia. Na pewno dużo łatwiejsza w prowadzeniu jest jednak Yamaha, co pokazują wszystkie przypadki debiutantów z ostatnich sezonów – Zarco, Folger czy w tym roku Quartararo. Już na przykładzie Zarco widzieliśmy, jak świetnym motocyklem jest Yamaha, która pozwalała walczyć o podium od początku. Czegoś jej jednak brakuje, a tym czymś jest słaby silnik. To on nie pozwala im walczyć z Marquezem i Hondą. Gdybyśmy mieli jednak zbudować podium z samych tylko motocykli, to byłoby to bardzo trudne. Każdy z nich ma bowiem swoje mocne i słabe strony, natomiast myślę, że tym najtrudniejszym jest Honda.

Czyli nie Ducati?

MF: Nie Ducati i to mówią sami zawodnicy, m.in. Cal Crutchlow. Pamiętam, jak rozmawiałem z nim w połowie poprzedniego sezonu i pytałem go o przesiadkę Jorge Lorenzo z Ducati na Hondę, ponieważ on jeździł na Yamasze, na Ducati i teraz na Hondzie, więc ma porównanie tych motocykli. Bardzo dobrze też zna Jorge Lorenzo i jego styl jazdy. Wtedy Cal powiedział mi, że nie ma absolutnie mowy, by Jorge dogadał się z Hondą. Gdy go pociągnąłem za język, to wyznał, że ten motocykl wymaga bardzo specyficznej jazdy, szczególnie bardzo agresywnego traktowania w środku zakrętu. Powiedział wtedy, że gdybyś spojrzał w nasze dane, to byś nie uwierzył, jakie rzeczy musimy robić w środku zakrętu, by ten motocykl skręcał. I to są takie rzeczy, których nie trzeba było robić na Ducati w czasach, gdy on tam jeździł. Patrząc też na to, jak teraz jeździ Ducati, to jest ono łatwiejsze w prowadzeniu niż było kilka lat temu. To też odzwierciedlają wyniki sezonu. Może jest to trochę mylące, bo prawie wszystkie punkty dla Hondy w klasyfikacji konstruktorów wywalczył Marquez, ale przed Ducati w tabeli znalazła się Yamaha, mimo że w indywidualnej Dovizioso jest przed Vinalesem. To też pokazuje, że tą Yamahą jeździ się trochę łatwiej i większa ilość zawodników jest na niej konkurencyjna. Tak, jak mówiłem, może tej kropki nad „i” brakuje, ale jest to w tej chwili motocykl łatwiejszy niż Ducati.

Jak oceniasz tegoroczną postawę Andrei Dovizioso? Choć zdobył swoją rekordową liczbę punktów w MotoGP, tak w poprzednich sezonach udawało mu się wygrywać więcej wyścigów. Czegoś więc brakuje.

MF: Dokładnie, tylko dwa zwycięstwa i mam wrażenie, że Dovizioso był w tym sezonie taki trochę przezroczysty. To jest świetny, solidny zawodnik, natomiast czy jest to ktoś taki, kto ma papiery, by być liderem zespołu? Tutaj można się trochę zastanawiać. Oczywiście, drugie miejsce jest sukcesem, ale to kolejne drugie miejsce. Myślę, że Ducati znów powoli musi się więc zastanowić nad tym, jaką inną metodę znaleźć, żeby powalczyć o tytuł, bo widać, że z Dovim to będzie trudne. Aczkolwiek tutaj łatwo jest wpaść w taką samą pułapkę, w jaką wpadła Honda i my wszyscy jako kibice. Zawsze mówiliśmy, że Dani Pedrosa to taki przeciętniak, bo zawsze drugi, trzeci, rzadko wygrywa, jakoś nie potrafi złożyć sezonu w całość, żeby zdobyć tytuł, a tymczasem – jak się okazuje – wykonywał kawał fenomenalnej roboty na bardzo wymagającym motocyklu, co pokazują tegoroczne wyniki zawodników Hondy. Podobnie może być z Dovizioso, bo np. Petrucci wygrał wyścig na Mugello, kilka razy stanął na podium, a w tabeli był dopiero szósty. Może się więc okazać, że jeśli na ten motocykl posadzimy kogoś innego, to wcale nie zakończy się to wicemistrzostwem jak w przypadku Dovizioso. Jest to więc trudny orzech do zgryzienia dla Ducati.

Może więc jacyś młodzi zawodnicy? W tym roku dołączył chociażby Francesco Bagnaia.

MF: Tak, dołączył Bagnaia, ale ma dużo problemów, takich typowych dla debiutantów. Nie do końca chyba też się odnalazł w MotoGP, co widać po piętnastym miejscu w klasyfikacji generalnej. Popełnił trochę błędów, miał trochę problemów z adaptacją do tego motocykla. Pytanie więc, co teraz zrobi z tym Ducati. Dużo się mówiło o tym, że chcieliby obu Marquezów. Patrząc jednak na to, że mamy ich obu w Repsol Hondzie, a Marc nie ruszy się stamtąd, dopóki nie pobije rekordu Valentino Rossiego, to Ducati nic tutaj nie wskóra.

Dużo też mówiło się o tym, że chcieliby Vinalesa. Patrząc więc na to, że on w Yamasze nie do końca dobrze się czuje, to mogłoby być to ciekawym posunięciem. Tym bardziej, że Vinales jeździ bardzo agresywnie, jest jakby przeciwieństwem Jorge Lorenzo, pod którego ten motocykl był rozwijany przez wiele lat. Teoretycznie więc Vinales powinien się na Ducati dobrze odnaleźć. Czy rzeczywiście taki transfer będzie możliwy? Ja bym bardzo chciał, żeby do takiego doszło, ale to oczywiście wszystko w sezonie 2021.

Czyli raczej Vinales nie będzie teraz czekał na decyzję Rossiego w sprawie kontraktu?

MF: Vinales jest teraz w bardzo trudnej sytuacji, bo z jednej strony Valentino Rossi – jak sam mówił – potrzebuje tych 5-6 wyścigów, by ocenić swoją przyszłoroczną formę i konkurencyjność motocykla. Wtedy dopiero podejmie decyzję, co zrobić dalej. Jeżeli zostanie, to Yamaha przywita go ponownie w swoim garażu. Jeżeli też po tych 5-6 wyścigach Fabio Quartararo będzie w tabeli przed Maverickiem Vinalesem – co jest bardzo możliwe – to wówczas Yamaha może zdecydować, że ten kontrakt zaproponuje Francuzowi. Byłoby to też bardzo rozsądne rozwiązanie, patrząc na jego tegoroczne wyniki i na to, jakim jest fajnym i pozytywnym gościem. Wizerunkowo bije więc Vinalesa na głowę. Wtedy też może się okazać, że Hiszpan będzie w czerwcu bez miejsca w fabrycznym zespole, dlatego też dobrze by było podjąć jakąś decyzję.

Z drugiej strony Vinales może wpaść w taką samą pułapkę, w jaką wpadł, podpisując swoją drugą umowę z Yamahą. Najpierw miał dwuletni kontrakt, a ten drugi – również dwuletni – podpisał już po pierwszym sezonie. Było to dość zaskakujące, że zrobił to tak szybko. Moim zdaniem dlatego, że bał się, że do Yamahy może chcieć wrócić Jorge Lorenzo i zabraknie dla niego miejsca. W tej chwili sytuacja się powtarza. Co więc zrobi? Tak czy inaczej, nie ma chyba sensu wychodzić przed szereg i lepiej poczekać 2-3 wyścigi, i zobaczyć jak będzie wyglądała sytuacja - jak konkurencyjna będzie Yamaha, a jak Ducati, w którym kierunku pójdą obie ekipy. W każdym razie nie zazdroszczę Vinalesowi.

Jeśli już rozmawiamy o Yamasze, to co poszło nie tak u Valentino Rossiego? Sezon zaczął bardzo dobrze, w Katarze był w czołówce, a w Argentynie i w Austin stawał na drugim stopniu podium. Potem przyszedł jednak spadek formy.

MF: Tak, później spadek formy, 2 takie przeciętne wyścigi, 3 nieukończone. Oni chyba jednak sami nie wiedzą, co poszło nie tak. Znamienne jest też to, że Valentino zdecydował się na zmianę szefa mechaników, co pokazuje, że rzeczywiście problem jest większy niż tylko ten z motocyklem. Wiemy, że Yamaha M1 ma te swoje słabe strony od lat, a silnik jest słabszy niż V-ki konkurencji. Tego się nie da wyeliminować całkowicie, bo to też wynika z konstrukcji silnika i pewnych technicznych rozwiązań. Brakuje tej mocy, opony szybko się zużywają, brakuje też przyczepności na takich torach, gdzie ta przyczepność sama z siebie już jest niska. Yamaha ma więc dużo pracy przed sobą, natomiast tę pracę dużo lepiej wykonali Quartararo czy Vinales i ich mechanicy niż Rossi i jego ekipa. Mam więc wrażenie, że tutaj zaczyna się szukanie takiej dziury w całym.

Z drugiej strony nie da się pewnych rzeczy oszukać, nie da się oszukać czasu, Valentino Rossi ma już 40 lat. Nie mam złudzeń, że jadąc teraz na ósmym miejscu, nie ryzykuje tak, jak gotów byłby zaryzykować 14 lat młodszy od niego Marc Marquez. To też może powodować, że ta pozycja w tabeli jest taka, a nie inna. Może w pojedynczych wyścigach, takich jak w Niemczech czy w Tajlandii – gdzie był ósmy – niewiele zmieniało mu to, czy byłby ósmy, czy szósty, ale dałoby mu kilka, kilkanaście punktów i pozwoliłoby wskoczyć np. na piąte miejsce i wyprzedzić Quartararo. Co prawda niewiele by mu zmieniało, czy w „generalce” byłby piąty, czy siódmy, ale wychodzi to z kwestii wieku. Zawodnicy będący u schyłku swojej kariery, a tak trzeba patrzeć na Valentino Rossiego, nie są skłonni, by ryzykować tak bardzo, jak ryzykowali 10 lat wcześniej. Takich przypadków w przeszłości widzieliśmy wiele. Zawodnicy otwarcie o tym mówili, chociażby Colin Edwards czy Kenny Roberts Jr. u schyłku 500-tek. Myślę więc, że to siódme miejsce Rossiego w tabeli jest kombinacją kilku czynników – problemy z motocyklem, problemy z jego ustawieniem i wiek.

Ja go usprawiedliwiam trochę warunkami fizycznymi, to w końcu dość wysoki zawodnik. Może ma to więc wpływ na szybsze zużywanie opon?

MF: Jest wysoki, ale nie jest dość ciężki. Pamiętam, że też wiele razy to analizowaliśmy pod kątem porównania z Jorge Lorenzo, kiedy dzielili garaż. On też nie jeździ tak agresywnie jak Maverick Vinales, ale na pewno jeździ bardziej agresywnie niż jeździł Jorge Lorenzo. Nadal można to jednak nazwać dość płynnym stylem jazdy. Vinales jeździ bardziej agresywnie, a też ma te same problemy. Nie są jednak co prawda gorsze, co też widać po wynikach – on był trzeci, a Rossi siódmy.

W stawce mamy trochę wysokich zawodników. Jest Petrucci, który jest wzrostu Rossiego, ale jest od niego cięższy. W tym roku trochę tej wagi co prawda zrzucił, bo wtedy, gdy był bardziej pulchny, to rzeczywiście miał te problemy z oponami. Valentino Rossi jest wysoki, ale nie ma zbyt wiele tłuszczu, jest bardzo szczupły i tej wagi nie ma za dużo, więc nie sądzę, by to było jakimś problemem. Poza tym Fabio Quartararo jest 4 centymetry niższy i waży tylko 3 kilogramy mniej.

Przejdźmy może teraz do KTM-a. W tym roku zrobili progres, szczególnie Pol Espargaro, który zdobył 100 punktów, czyli prawie 2 razy więcej niż w dwóch poprzednich sezonach. Co będzie dalej? Włączą się może do walki o podia?

MF: Rzeczywiście jest tak, jak mówisz, zrobili ogromne postępy. Pamiętam, że jak oni debiutowali w MotoGP, to na jednej z konferencji, na których byłem, szef KTM-a Stefan Pierer wypowiadał się na temat tego, że oni tu są, by walczyć o zwycięstwa, stawać na podium itd. Mówił, że mają po 30-50 milionów euro budżetu rocznie, co na 5 lat daje nawet 250 milionów euro. Można było się wówczas zastanawiać, czy ten ich entuzjazm nie jest trochę na wyrost, patrząc na to, jak duże problemy miała Aprilia czy Suzuki. Trzeba jednak przyznać, że konsekwentnie idą do przodu. Przerzucili całe stosy ram. Rzeczywiście, sam proces ich wykonania jest trochę łatwiejszy niż w przypadku ram aluminiowych. To im pozwala przyspieszyć te prace rozwojowe, natomiast ja od samego początku miałem wątpliwości, czy ta rama kratownicowa z rur stalowych to rzeczywiście jest ten kierunek, który pozwoli im być konkurencyjnymi. Ta rama jest ciężka, nie ma takiej sztywności czy też elastyczności, jaką daje rama aluminiowa. KTM w Moto2 się jednak odnalazł i w MotoGP też. Teraz robią kolejny krok, bo trochę zmienili filozofię tej ramy, którą testowali ostatnio podczas testów. Ma ona trochę inną konstrukcję. Nadal stalową, ale w wyglądzie jest bardziej zbliżona do takiej tradycyjnej ramy. Ciekaw jestem bardzo, na ile im to pomoże zrobić krok do przodu.

Bardzo wierzę też w Pola Espargaro. Myślę, że jego styl jazdy pasuje idealnie do tego motocykla. Potwierdza to również Zarco, który jeździ super płynnie, tak samo jak Jorge Lorenzo i o ile na Yamasze spisywał się świetnie, tak na KTM-ie, którego trzeba bardzo ostro traktować, nie mógł się już odnaleźć. Pol Espargaro odnajduje się za to świetnie. Z jednej strony trochę mi szkoda, że nie możemy go zobaczyć w Repsol Hondzie, bo myślę, że byłby tam bardzo konkurencyjny. Patrząc na to, jak pięknie walczył z Marquezem w ich ostatnich dwóch latach w Moto2, myślę, że tutaj Pol byłby dla niego godnym rywalem. Z Yamahą się właśnie nie dogadywał, bo wymaga ona takiego płynnego stylu jazdy, a z KTM-em owszem i naprawdę trzymam za nich kciuki, bo mam nadzieję, że zrobią taki kroki. W przyszłym roku myślę, że jeżeli zrobią taki krok, to pozwoli im się to zbliżyć do Suzuki i walczyć w okolicach pierwszej piątki, czasami może o podium. Na razie jednak nie na walkę z Marquezem, Yamahą czy Ducati. Przed KTM-em więc jeszcze długa droga, mimo że to, co pokazali w tym roku, jest imponujące.

A co myślisz o Ikerze Lecuonie, który już w Walencji pokazał się z dobrej strony? Ma szansę zostać najlepszym debiutantem w przyszłym sezonie?

MF: Zdecydowanie. To jest mega talent, który pracuje bardzo ciężko. Zresztą wielokrotnie o tym mówił Piotrek Biesiekirski, który dobrze się zna z Ikerem i idzie bardzo podobną ścieżką. Cieszy mnie też to, że pod względem tempa Piotrek jest w tej chwili w miejscu, gdzie Iker był powiedzmy 2 lata temu, a to bardzo dobrze mu wróży na kolejne sezony. Natomiast Lecuona jest zawodnikiem z gigantycznym potencjałem. Nie ma żadnych nawyków czy oczekiwań wynikających z tego, że jeździł jakimś innym motocyklem MotoGP. To powinno mu bardzo pomóc. Jestem więc ciekaw, co pokaże. Czynnikiem go ograniczającym może być jednak motocykl. Z drugiej strony on jeździ bardzo agresywnie, co powinno mu pomóc.

Czy zostanie debiutantem roku? Nie będzie miał łatwej konkurencji, ponieważ Brad Binder będzie w fabrycznym zespole i będzie mieć lepsze wsparcie. Poza tym jest też świetnym zawodnikiem. Myślę natomiast, że Iker ma przed sobą bardzo długą i ciekawą karierę w MotoGP.

Rozmawiamy o debiutantach. Wspomnijmy więc jeszcze o Alexie Marquezie. Czy to był strzał w dziesiątkę, czy strzał w kolano? Dwóch braci w jednym zespole. Ponoć z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach…

MF: Myślę, że ani jedno, ani drugie. To będzie coś po środku. Z jednej strony jakie Honda miała alternatywy poza Marquezem? Zarco.

Może Crutchlow?

MF: Crutchlow na pewno by nie poszedł do fabrycznego zespołu, ponieważ w Repsol Hondę bardzo mocno zaangażowany jest Red Bull, a Cal ma mocny kontrakt z Monsterem. I to nawet nie jest kwestia tylko tego mocnego kontraktu, a po prostu jest on w bardzo bliskich relacjach z szefostwem i założycielem całej tej marki. Na pewno więc Monster płaci mu więcej, niż Honda byłaby w stanie zapłacić mu za ten kontrakt. Jestem więc przekonany, że nie poszedłby. Zresztą on sam mówił, że nie chciałby tego kontraktu zrywać. Nie wchodziło to raczej w grę. Jedyną taką alternatywą dla Alexa Marqueza był więc chyba tak naprawdę tylko Johann Zarco, który też jest mistrzem Moto2, z tym że dwukrotnym. Ma jednak za sobą ten cały bagaż negatywnych doświadczeń z KTM-em i negatywnego wizerunku oraz PR-u, który się za tym niesie.

Alex Marquez jest wizerunkowo na pewno strzałem w dziesiątkę dla Repsola – dwóch braci, dwóch zawodników, których wspierali od lat i teraz wylądowali w jednym fabrycznym zespole jako mistrzowie świata. Na pewno dla obu Marquezów jest to strzał w dziesiątkę, bo jednak są braćmi. Marc ma też taką sytuację, w której ma młodego zawodnika i może się przed nim otworzyć, może mu pomóc i wie, że nie będzie mu robił pod górkę, a w tym roku, mimo że Jorge Lorenzo był wyraźnie z tyłu i na zdjęciach się do siebie uśmiechali, to nie było pomiędzy nimi wielkiej miłości. To na pewno sprawi więc, że w przyszłym roku atmosfera w zespole będzie lepsza. Alex też ma świetną pozycję, bo wie, że będzie mógł się uczyć od brata i wie, że on nie będzie kopał pod nim dołków, więc w sumie wygrywają wszyscy. Jedynym ryzykiem jest to, że Marquezowie mają teraz Hondę trochę w szachu. Marc może teraz powiedzieć, że przedłuży kontrakt na kolejny rok, jeśli zostawią brata w zespole. Oczywiście, Alex musi obronić się sportowo, więc jeżeli ten debiutancki sezon będzie dla niego fatalny, to Marc nie będzie miał tego asa w rękawie i nie będzie mógł tutaj za wiele wywalczyć. Póki co myślę, że jednak przeważają tutaj plusy, a nie minusy.

W tym roku z MotoGP pożegnał się Jorge Lorenzo. Podsumujmy więc może w kilku zdaniach jego karierę.

MF: Absolutnie genialny, jeśli chodzi o płynność jazdy, o taką wręcz poezję na motocyklu, bo to się zawsze bardzo przyjemnie oglądało. Świetny, jeśli chodzi o taką etykę pracy, o to jak wiele wymagał od siebie i od wszystkich wokół niego. Wpadki też się jednak zdarzały, gdzieś tam kondycyjne, ale one zawsze miały drugie dno, więc nie ma co się tutaj rozpisywać. Na pewno momentami trudny, ale był zdecydowaniem jednym z najlepszych zawodników ostatnich lat.

Podejmował bardzo odważne decyzje w tych ostatnich sezonach. Najpierw odejście z Yamahy, trochę pewnie podyktowane ego i rywalizacją z Valentino Rossim. Mimo wszystko odważne. Później jeszcze chyba bardziej odważne przejście do Repsol Hondy. Wielka szkoda, że to się nie udało. Może inaczej, wielka szkoda, że Jorge Lorenzo zdecydował się odejść z Ducati zanim to wszystko zaczęło grać. Szkoda, że obie strony nie dały sobie kolejnej szansy, bo myślę, że wtedy byśmy go oglądali jeszcze przez kilka lat i byłby na tym motocyklu konkurencyjny, co też pokazał, wygrywając wyścigi. Mam więc takie poczucie, że to kariera zakończona przedwcześnie.

A czy pójdzie w ślady Caseya Stonera czy bardziej Daniego Pedrosy? Ma szansę zostać kierowcą testowym w przyszłości?

MF: Myślę, że na razie on chce od tych motocykli trochę odpocząć, bo jednak te kontuzje, przede wszystkim ta kręgosłupa, bardzo mocno odbiły się na jego psychice i podejrzewam, że na razie nie będzie się palił, by na ten motocykl wsiadać, ale za kilka miesięcy, kto wie. On sam powiedział, że to jest zakończenie kariery na takie 95%, a 5% daje sobie na to, by zobaczyć, co się jeszcze wydarzy. I kto wie, może w sezonie 2021 – po tym roku przerwy – wróci do stawki MotoGP na pełen etat, co wcale by mnie nie zdziwiło. To nawet by mnie ucieszyło. Czy tak się wydarzy? Może to dzisiaj wydaje się mało prawdopodobne, ale podejrzewam, że takie rozmowy mogą toczyć się gdzieś za kulisami.

Tak powoli kończąc naszą rozmowę, to jaki wyścig był Twoim zdaniem w tym roku najlepszy?

MF: O nie, wiedziałem, że pojawi się to pytanie (śmiech). Nawet otworzyłem sobie tabelkę z wynikami tego sezonu. Przyznam szczerze, że w tym roku działo się tak wiele – nie tylko w MotoGP, ale też przy innych rolach, które robię, też przy innych seriach wyścigowych, że ciężko mi którykolwiek wyścig tutaj wytypować. Fajne były pojedynki Quartararo z Marquezem na Misano i w Tajlandii.

A Mugello?

MF: Bardzo fajne było Mugello, to prawda. Mam jednak takie poczucie, że tam walka rozstrzygnęła się w pierwszym zakręcie na ostatnim okrążeniu, kiedy Petrucci się wepchnął. Choć różnica na mecie wyniosła 43 tysięczne sekundy, tak nie pamiętam, bym miał takie napięcie, jakie miałem w Misano i w Tajlandii. Jednak powiedziałbym, że to Tajlandia była najlepszym wyścigiem, bo wtedy na szali był też mistrzowski tytuł, Marquez mimo wszystko walczył do ostatnich metrów. I to jest ta różnica pomiędzy nim a Stonerem, o której mówiłem. Mógł dojechać spokojnie drugi, a mimo to bronił się w ostatnim zakręcie i do końca były emocje. Też Red Bull Ring mi się podobał. Tam Marquez przegrał z Dovizioso, ale było ciekawie do końca.

I na koniec już. Jaką ogólną notę, w skali od 1 do 10, wystawiłbyś sezonowi 2019?

MF: Powiem tak. Jakby spojrzeć na klasyfikację generalną, na przewagę Marqueza i na ilość wygranych przez niego wyścigów, to ta nota nie powinna być zbyt wysoka, szczególnie jak sobie porównany go do sezonów 2016 czy 2017. Ja zawsze jednak mówię, że tytuł to jedno, a poszczególne wyścigi to zupełnie coś innego. Mimo że może nie było tutaj tylu fenomenalnych wyścigów i tylu zwycięzców jak w roku 2016, tak jednak było dużo zaciętych rund i dużo dobrej walki. Dałbym więc tutaj takie solidne 8.

Nie pozostało więc nam nic innego, jak tylko czekać do kolejnego sezonu, w którym będzie już 20 rund. Czas więc ładować baterie.

MF: Dokładnie. Robi się coraz bardziej pracowicie. Nie jest to co prawda dobra wiadomość dla niektórych, bo taki napięty harmonogram daje się dość mocno we znaki, ale dla nas kibiców to jest dobra wiadomość. Będzie więcej wyścigów, więcej emocji. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak odliczać dni i tylko czekać do nowego sezonu.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

MF: Również dziękuję.