Podsumowanie sezonu cz.3: Upadek i nowa nadzieja dla Sebastiana Vettela

Sebastian Vettel - Scuderia Ferrari / © Scuderia Ferrari

W trzeciej części dywagacji na temat sezonu 2020 czas przyjrzeć się postaci Sebastiana Vettela, który po kilku latach posuchy w Ferrari rozpocznie w przyszłym roku nowy rozdział w swojej przygodzie z F1 jako kierowca Astona Martina.

Spełnienie marzeń i znakomity początek przygody z Ferrari – sezon 2015

Dominacja Niemca w latach 2010-2013 jasno nakreśliła kierunek jego dalszej kariery, która musiała prędzej czy później wycelować w stronę zespołu z Maranello. Gdy Vettel oficjalnie dołączył do legendarnej włoskiej stajni, wielokrotnie podkreślał, że transfer ten jest spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Otworzył mu także drogę do zrealizowania największego z nich – sięgnięcia po tytuł mistrzowski w barwach Ferrari. Wówczas media oraz włoscy kibice dostrzegli w nim kierowcę pokroju Michaela Schumachera, który może w znaczący sposób przyczynić się do przywrócenia dawnego blasku Scuderii. On jednak każdorazowo odbijał piłeczkę, twierdząc, że porównania do siedmiokrotnego mistrza świata są zdecydowanie przesadzone.

Jak zaczęła się przygoda niemieckiego kierowcy w Ferrari? Znakomicie – Vettel od samego początku prezentował się z bardzo dobrej strony i trudno było nie odnieść wrażenia, że transfer do włoskiej ekipy znacznie odświeżył i ożywił kierowcę z Heppenheim. Duży wpływ w tym aspekcie odegrała specyfika ówczesnej konstrukcji zespołu, która w dużej mierze bardziej współgrała ze stylem jazdy czterokrotnego mistrza świata niż bolid Red Bulla z sezonu 2014. Przed startem kampanii 2015 Ferrari nie miało wygórowanych oczekiwań, a ówczesny szef ekipy, Maurizio Arrivabene, zakładał, że dwa zwycięstwa czerwonego bolidu będą optymistycznym prognostykiem. Vettel podgrzał w tamtym czasie apetyt wszystkich osób związanych z Ferrari, wygrywając trzy rundy, czym przewyższył oczekiwania całego teamu. Z czasem jednak ambicje obu stron wpadły na kurs kolizyjny, który towarzyszył Vettelowi i jego ekipie przez następne cztery sezony.

Wyścig zbrojeń i pierwsze zgrzyty – sezon 2016

Sezon 2016 upłynął w Maranello pod kątem wielkich nadziei, nerwowej polityki i pierwszych poważnych konfliktów, które mocno uderzyły w konkurencyjność zespołu. Przygotowane solidne poprawki, nad którymi pieczę sprawował James Allison, nie sprawdziły się, co skutkowało głośnym rozstaniem z obecnym dyrektorem technicznym Mercedesa, za którym stał ówczesny prezes Ferrari, Sergio Marchionne. Vettelowi w tym sezonie nie można było odmówić zaangażowania i wyciskania z bolidu ponad stu procent, ale nieustające defekty i błędy strategiczne przełożyły się na brak jakiegokolwiek triumfu na przestrzeni całego sezonu, co również generowało kolejną falę napięć wewnątrz ekipy. Sytuacja była o tyle toksyczna, że Niemiec w drugiej części sezonu zaczął bardziej skupiać się na zakulisowych grach wewnątrz stajni niż na swoich kontraktowych obowiązkach. Taki obrót wydarzeń zaczął z czasem drażnić Arrivabene, który kilkukrotnie zasugerował swojemu zawodnikowi, że powinien on skupić całą swoją uwagę na prowadzeniu bolidu.

Zmiany techniczne, nowa nadzieja i popis Hamiltona – sezon 2017

Wprowadzenie nowego regulaminu technicznego do F1 zawsze niesie za sobą szansę na nowy układ w stawce i odrodzenie słabszych teamów. Ferrari bardzo dobrze odrobiło w tamtym czasie pracę domową i z fabryki zespołu wyjechał wtedy bardzo solidny produkt, który dawał nadzieję na coś więcej w sezonie 2017. Odpowiednia siła docisku, w połączeniu z resztą detali, dawała świetne rezultaty, a Sebastian Vettel czerpał niesamowitą przyjemność z jazdy, wygrywając pięć wyścigów w trakcie sezonu.

Podczas wakacyjnej przerwy Niemiec przedłużył umowę ze Scuderią o kolejne trzy lata, ale wraz z powrotem do rywalizacji oglądaliśmy zdecydowanie inny, gorszy zespół Ferrari, który nie był w stanie powstrzymać rozwścieczonego zeszłoroczną porażką Lewisa Hamiltona. Vettel na przestrzeni sezonu jeździł dobrze, a w pewnych momentach nawet bardzo dobrze, jednakże od takiego statusu do perfekcji jest dość długa droga, która kolejny raz oddzieliła go od mistrzowskiej korony. Swoje pięć groszy do blamażu dołożył również kolejny raz sam zespół, który w gorących momentach nie wytrzymywał ciśnienia, co automatycznie uderzało w protegowanego kierowcę Ferrari. Niekwestionowanym symbolem tego sezonu, który już na zawsze przylegnie do Vettela, był wyścig na ulicach Baku, gdzie Niemiec nie wytrzymał psychologicznej wojny z Lewisem Hamiltonem, co poskutkowało dość kuriozalną kolizją. Tego właśnie dnia kierowca z Heppenheim obnażył swoją słabość, która była głęboko zakorzeniona w jego mocno nadszarpniętej czasem psychice.

Vettel słabnie – Hamilton pręży muskuły – sezon 2018

Sezon 2018 bez wątpienia był pierwszym poważnym gwoździem do trumny dla Vettela w Ferrari. Tradycyjnie zaczęło się od solidnych czterech triumfów w pierwszych dziesięciu rundach, ale potem nastąpiło ponowne odłączenie energii z kokpitu czterokrotnego mistrza świata. Na kartach historii F1 na stałe zapisał się błąd Niemca z jego domowego wyścigu na Hockenheimringu jako zapoczątkowanie efektu pechowego domina, który nie opuszczał 33-latka już do samego końca sezonu i całkowicie przekreślił jego szanse na mistrzostwo. Kolejne błędy przytrafiały się systematycznie, co było bardzo na rękę Lewisowi Hamiltonowi, który już w Meksyku przypieczętował swój piąty tytuł mistrzowski. Pozycja Vettela w zespole od tego sezonu zaczęła balansować na totalnej krawędzi, jednak zmiany w strukturach ekipy i wizja wspierania młodego Monakijczyka, Charlesa Leclerca, nie zapowiadały totalnego kataklizmu, który miał wydarzyć się na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy.

Niespodziewany powiew świeżości w Maranello – sezon 2019

Ferrari w sezonie 2019 nie było w żadnym stopniu przygotowane na kontrataki raczkującego w Maranello Charlesa Leclerca, który od początku sezonu zaczął boleśnie kąsać Sebastiana Vettela i grać na nerwach Matii Binotto. Z czasem Niemiec powoli schodził na dalszy plan, a pierwsze skrzypce w zespole zaczynał stopniowo odgrywać młody Monakijczyk. W pierwszej połowie kampanii miał jednak gigantycznego pecha, który pozbawił go przynajmniej trzech pewnych triumfów. Z każdym kolejnym wyścigiem rywalizacja wewnątrz zespołu przybierała bardziej na sile, a młody Leclerc przy każdej okazji starał się uprzykrzać życie swojemu bardziej doświadczonemu partnerowi. Vettel starał się grać fair wobec ekipy i wykonywał ich polecenia, czego nie można powiedzieć o kierowcy z księstwa Monako, który w swoim debiutanckim sezonie w Ferrari stał się swego rodzaju buntownikiem.

Vettel na przestrzeni sezonu wydusił z siebie jedynie „zwycięstwo” w Montrealu i cieszył się z podarowanego triumfu w Singapurze. Ostatnim przejawem jego błysku były kwalifikacje na Suzuce, gdzie niespodziewanie okazał się najszybszy. Żeby jednak tradycji stało się zadość, plan musiał zostać wykonany tylko w 50 procentach, dlatego też w niedzielnym wyścigu Vettel musiał ustąpić Valtteriemu Bottasowi z Mercedesa. Końcówka sezonu kolejny raz udowodniła, że Niemiec nie wytrzymuje presji, a kolizja z Leclerkiem w Brazylii była tego najlepszym przykładem.

Po zakończeniu sezonu 2019 obie strony deklarowały dalszą chęć współpracy wykraczającą poza sezon 2020. Finalnie jednak w maju bieżącego roku zespół poinformował, że kampania 2020 będzie ostatnim epizodem Sebastiana Vettela w czerwonym bolidzie Ferrari. Z czasem okazało się, że za zakończeniem współpracy stał włoski team, który nie zaproponował swojemu podopiecznemu nowego kontraktu.

Pożegnania nadszedł czas. Nadzieja na lepsze jutro – sezon 2020

Tegoroczny sezon mistrzostw świata, który był zarazem pożegnalnym rokiem dla Vettela w Maranello, upłynął pod znakiem totalnej porażki. Zespół zaliczył najgorszy sezon od 40 lat, a dysproporcja osiągów między dwoma bolidami Scuderii była aż nadto widoczna. Nie od dziś wiadomo jednak, że Ferrari podążyło ścieżką Red Bulla, przystosowując swój bolid pod styl jazdy swojego lidera, co w dużym stopniu skomplikowało sytuację 33-latka.

Jeżeli chodzi zaś o czystą statystykę, dokładnie obrazuje ona to, jak przebiegał miniony sezon na linii Vettel-Leclerc. W sobotnich czasówkach Niemiec tylko czterokrotnie okazał się lepszy od swojego młodszego partnera. Niedzielna rywalizacja również wskazuje na Monakijczyka, który dziesięciokrotnie dojeżdżał do mety przed kierowcą z Heppenheim.

Finalnie czterokrotny mistrz świata zakończył zmagania na trzynastym miejscu w klasyfikacji generalnej z dorobkiem 33 punktów.

Odejście z Ferrari miało być równoznaczne z zawieszeniem kasku na kołek przez bohatera dzisiejszego tekstu. Wszystko na to wskazywało do momentu, gdy do gry nie wkroczył Lawrence Stroll, który zaproponował Vettelowi długoterminowy udział w projekcie Astona Martina w Formule 1. Perspektywa zacieśniającej się współpracy z Mercedesem i wizja nowego regulaminu technicznego zadziałała motywująco na Niemca, który bardzo szybko zdecydował się porozumieć z kanadyjskim inwestorem. Czy był to ruch w dobrą stronę? Tego przekonamy się na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy.

Image: © Scuderia Ferrari