Nowa generacja przyszłych mistrzów świata. Tak określani są Max Verstappen i Charles Leclerc. Dwa zupełnie odmienne charaktery, których łączy jeden wspólny cel – mistrzowska korona.
Zarówno Monakijczyk, jak i Holender przebojem wdarli się do Formuły 1 i bardzo szybko wskoczyli do dwóch topowych ekip. Verstappen swoje pierwsze kroki w F1 stawiał w barwach ówczesnej ekipy Toro Rosso. Leclerc natomiast zadebiutował w królowej sportów motorowych reprezentując barwy Alfa Romeo Sauber F1 Team. Talent obydwu kierowców stopniowo wychodził przed szereg, co zostało natychmiast dostrzeżone w środowisku F1. Młody wiek obu zawodników nie był żadną przeszkodą dla seniorskich ekip, które postanowiły na własną rękę doszlifować wschodzące gwiazdy najszybszej kategorii wyścigowej świata.
Na pierwszy rzut oka obydwu tych kierowców dzieli przepaść charakterów. Ogień i woda – tak potocznie są określani Max Verstappen i Charles Leclerc. Niemniej jednak w tych różnicach można dostrzec pojedyncze cechy wspólne. Mowa tutaj m.in. o mentalności zwycięscy, która została w nich zaszczepiona już podczas pierwszego kontaktu z juniorskim ściganiem. Ubiegłoroczny wyścig w Austrii jest najlepszym świadectwem na to, że przyszłe mistrzowskie batalie Leclerca i Verstappena bez wątpienia zapiszą się na złotych kartach w historii Formuły 1. Rywalizacja zapowiada się o tyle interesująco, że kierowca z Monako ma szansę w najbliższej przyszłości odgryźć się kierowcy Red Bulla nie tylko za wyścig na Red Bull Ringu, ale również za sezon 2013. Wówczas Verstappen, podczas Kartingowych Mistrzostw Świata CIK-FIA, okazał się lepszy w bezpośrednim pojedynku z Leclerkiem.
Gladiator Ferrari z twarzą niewinnego dziecka
Współczesny gladiator. To określenie najlepiej pasuje do kierowcy urodzonego w księstwie Monako. Na przestrzeni ostatnich lat Leclerc doświadczył wielu rodzinnych dramatów, które nie przeszkodziły mu jednak w realizacji postawionych przez siebie celów. Strata ojca i wypadki śmiertelne przyjaciela oraz ojca chrzestnego to wydarzenia, których natłok podciąłby skrzydła najtwardszym charakterom. W tym wypadku było zupełnie inaczej. Leclerc wiele razy zaznaczał, że każda z powyższych tragedii odcisnęła na nim mocne piętno, a mimo to nie miał zamiaru porzucać ścigania.
Najlepszym przykładem siły Monakijczyka jest sezon 2017 i ówczesne GP Azerbejdżanu. Wówczas przed startem weekendu Leclerc dowiedział się o śmierci ojca, który od zawsze wspierał go w jego drodze do F1. Wielu kierowców na jego miejscu odpuściłoby dalszą rywalizację. Charles jednak zacisnął mocno zęby i całkowicie zdominował weekend na ulicach Baku. Uniesione na najwyższym stopniu podium ręce ku niebu były wówczas najlepszym podziękowaniem dla zmarłego Herve'a i świadectwem niesamowitej siły, która kryje się za twarzą niewinnego nastolatka.
Marzenia o czerwonym bolidzie
„Jako dzieciak oglądałem z balkonu przyjaciela rywalizacje na ulicach Monako. To było coś niesamowitego. Byłem bardzo podekscytowany. Zawsze imponowały mi czerwone samochody. Wówczas momentalnie narodziła się we mnie miłość do Ferrari.” – Ówczesne marzenie młodego Leclerca ziściło się kilkanaście lat później, kiedy podpisał kontrakt z zespołem z Maranello. Już w pierwszych występach w barwach Ferrari Leclerc udowodnił światu, że jest on właśnie świadkiem narodzin przyszłej legendy Formuły 1. Początki były trudne, a każda porażka bardzo dotykała młodego zawodnika. Widok Leclerca, który stracił pewne zwycięstwo w Bahrajnie i Azerbejdżanie pozostanie w pamięci wszystkich na długie lata. Dotkliwy dla tego kierowcy był również błąd jego ekipy podczas domowej rundy w Monako, który pozbawił go jakichkolwiek szans na triumf w niedzielnym wyścigu. Mimo tego młody gladiator nie poddał się i systematycznie brnął do przodu.
Determinacja w dążeniu do celu w tym młodym zawodniku jest na niesamowitym poziomie. Potrafił przeistoczyć swoje początkowe klęski w wielkie sukcesy. Leclerc od samego początku mógł liczyć na wsparcie włoskich kibiców, którzy kochają nad życie Ferrari. Chrztem bojowym dla Leclerca we włoskiej stajni był domowy wyścig na torze Monza. Wygrane kwalifikacje i zwycięstwo w domowym wyścigu. To wystarczyło, aby tifosi uznali go za godnego następcę Michaela Schumachera, który może przywrócić Ferrari na sam szczyt.
Gdy zdobył pierwsze pole startowe przed GP Włoch, miałem okazję być jedną z pierwszych osób, które złożyły mu gratulacje tuż po opuszczeniu kokpitu. Wówczas mogłem spojrzeć mu prosto w oczy, w których dostrzegłem niesamowitą obsesję na punkcie wygrywania. „Budzę się i myślę o byciu najlepszym. Kiedy prowadzę bolid, myślę tylko o wygranej. Gdy śpię, wciąż mam te same myśli” – opowiadał w jednym z wywiadów kierowca Ferrari. To może świadczyć tylko o jednym. Gdy tylko Ferrari dostarczy mu odpowiedni sprzęt, wówczas Leclerc będzie bezwzględnym terminatorem, stopniowo zbliżającym się do upragnionej mistrzowskiej korony. Pierwszy krok w postaci pozycji w zespole został już dokonany. Czas na kolejny krok, którym jest mistrzostwo.
Gorąca głowa czerwonego byka
Max Verstappen, na przestrzeni kilku ostatnich sezonów, przeszedł niesamowitą przemianę. Jeszcze nie tak dawno niecierpliwość i gorąca głowa były głównymi cechami holenderskiego kierowcy. Obecny lider ekipy Red Bull Racing od samego początku przygody z F1 prezentował wielkie ambicje i nieposkromioną chęć zwyciężania. Niestety powyższe cechy, w połączeniu z gorącym temperamentem i ogólnie pojętą arogancją, przyczyniały się do popełniania przez niego wielu poważnych błędów.
Verstappen zadebiutował w Formule 1 mając zaledwie 17 lat. Wówczas jego przygoda z królową sportów motorowych rozpoczęła się od występu w jednym z piątkowych treningów, gdzie miał możliwość poprowadzić bolid ówczesnej ekipy Scuderia Toro Rosso. Mimo młodego wieku Max był zmuszony w bardzo krótkim czasie dojrzeć nie tylko jako człowiek, ale również jako profesjonalny kierowca wyścigowy. Narzucony odgórnie rygor, w połączeniu z presją powodował, że młody kierowca nie zawsze był w stanie temu podołać, co przekładało się na jego emocjonalne zachowanie zarówno na torze, jak i poza nim. Wówczas Verstappen był potocznie nazywany emocjonalnym granatem i naprawdę niewiele było trzeba, by zawleczka w jego umyśle została zerwana.
Brak konsekwencji w wyciąganiu wniosków z popełnionych błędów. To największe grzechy poprzedniej wersji Maxa Verstappena. Ambitny i wybuchowy charakter tego kierowcy nie przyjmował do wiadomości swoich potknięć, co skutkowało wówczas brakiem jakiejkolwiek poprawy. Przejście do seniorskiego zespołu Red Bulla miało być kolejnym etapem kształtowania Verstappena na przyszłego mistrza świata. Wówczas młody Holender miał czerpać lekcję od Daniela Ricciardo, który charakteryzował się dużą dojrzałością i regularnością w zdobywaniu punktów. To było to, czego brakowało Verstappenowi w osiąganiu sukcesów i prawidłowym rozwoju jego kariery.
Max swoją przygodę z seniorskim zespołem Red Bulla rozpoczął z mocnym przytupem, którym było zwycięstwo w debiutanckim wyścigu w Hiszpanii. Wówczas holenderski mistrz kierownicy wysłał w świat jasny i klarowny przekaz, że na salony F1 wkroczył przyszły wielokrotny mistrz świata. Niestety początkowy sukces i każdy kolejny dobry występ były cyklicznie tuszowane. Powód? Głupie błędy, brak cierpliwości i nieumiejętne wykorzystywanie możliwości pojawiających się na torze. To cechy, które mimo upływu czasu nadal były nierozłącznie kojarzone z kierowcą Red Bulla.
Dojrzałość godna mistrza świata
Celem dla Maxa Verstappena w F1 jest bez wątpienia zdetronizowanie Lewisa Hamiltona i zostanie nową legendą tego sportu. Holender z czasem zdał sobie sprawę, że na drodze do upragnionej mistrzowskiej korony nie stoi tylko odstający od Mercedesa bolid Red Bulla, ale również jego wybuchowy charakter i osobowość. Marząc o swojej świetlanej przyszłości w Formule 1, Verstappen musiał podjąć wszelkie kroki, by stać się lepszym, opanowanym i bardziej kompletnym kierowcą.
Verstappen przysposobił więc sobie cechy lwa – zwierzęcia, który jest symbolem jego ojczystego kraju. Lwy charakteryzują się siłą, odwagą, bezwzględną dominacją, ale też wytrwałością i konsekwencją podczas polowania. Ciężka praca nad adaptacją tych cech i doskonalenie ich przyniosła spodziewane rezultaty.
Sezon 2019 to całkowicie nowe oblicze Maxa Verstappena. W dużym stopniu zniknęła porywczość i tendencja do popełniania głupich błędów. Jego pozycja w zespole i stawce kierowców jest niepodważalna. Dlatego też Holender nie odczuwa już tak palącej potrzeby udowadniania swoich umiejętności i wartości w każdej dziedzinie wyścigowego rzemiosła, co automatycznie przekłada się na mądrą i przemyślaną jazdę podczas każdego weekendu.
Przyszłość Maxa w F1 rysuje się w świetlanych barwach. Dotychczas w środowisku było wiele spekulacji dotyczących jego najbliższej przyszłości, która wiązana była zarówno z ekipą Ferrari, jak i Mercedesa. Obecnie prężnie rozwijająca się współpraca ekipy z Milton Keynes z Hondą była jedną z głównych kart przetargowych, które skłoniły holenderskiego kierowcę do przedłużenia obecnego kontraktu aż do końca 2023 roku. Kilkuletnia umowa ma jednak posiadać pewne klauzule, które mogą potencjalnie otworzyć drzwi przed Maxem Verstappenem, gdy ten zechce przejść do innego czołowego zespołu.
Sięgnięcie po mistrzowską koronę przez obu tych zawodników wydaje się być tylko kwestią czasu. Kiedy to jednak nastąpi? Przed Leclerkiem i Verstappenem stoi obecnie bardzo trudne zadanie – pokonanie Lewisa Hamiltona. W ich pościgu za detronizacją sześciokrotnego mistrza świata będą liczyć się nie tylko ich osobliwe i wyjątkowe cechy. Tu do walki staną też oba ich zespoły, które także mają swój jeden, wielki cel w postaci pokonania Mercedesa i sięgnięcie po tytuł mistrza konstruktorów, którym niezmiennie od 2014 roku pozostaje ekipa z Brackley.
- Image: © Getty Images / Red Bull Content Pool