Jak ocenia zeszłoroczny sezon Formuły 1 i co było jego przełomowym momentem? Czy zespół Ferrari będzie miał szansę powalczyć o najwyższe laury w sezonie 2019 z Charlesem Leclerkiem i Sebastianem Vettelem? Czy Robert Kubica pomoże zespołowi Williams w osiąganiu lepszych wyników oraz jak zaczęła się jego przygoda ze sportem motorowym i Formułą 1? Na te i inne tematy porozmawialiśmy z Mikołajem Sokołem.
Zacznijmy może od jeszcze świeżej sprawy, jaką jest sezon 2018. Jak go oceniasz ze swojej perspektywy?
Mikołaj Sokół: "Sezon 2018 niestety składał się z dwóch części. Pierwsza rozbudziła nadzieję na wielką walkę do samego końca, w której Ferrari miałoby realną szansę na zakończenie dominacji Mercedesa, a Sebastian Vettel ubiegłby Lewisa Hamiltona w wyścigu po piąty mistrzowski tytuł. Cóż, stało się inaczej – na szczęście również w drugiej części mistrzostw mogliśmy cieszyć się fantastyczną, wyrównaną i nieprzewidywalną rywalizacją między kilkoma zespołami w środku stawki. Ponadto sporo emocji dodawali kierowcy Red Bulla, a wisienką na torcie, nie tylko dla polskich kibiców, były wieści z samej końcówki sezonu – gdy wielki powrót Roberta do grona kierowców wyścigowych stał się już pewny. Pożegnaliśmy Fernando Alonso, a w osobie Charles’a Leclerca otrzymaliśmy potencjalną wielką gwiazdę przyszłości. Może i nie był to klasyczny sezon, ale z pewnością emocji nie brakowało."
W twojej opinii, co było najbardziej przełomowym momentem sezonu 2018, jeśli chodzi o walkę o tytuł mistrzowski wśród kierowców?
MS: "Łatwo wskazać 52. okrążenie wyścigu o Grand Prix Niemiec i 'mały błąd o ogromnych konsekwencjach', który kosztował Vettela pierwsze w karierze zwycięstwo przed własną publicznością. Przy okazji w piach poszło mnóstwo jakże cennych punktów, ale warto pamiętać, że nie było to jedyne tego typu zdarzenie. Poza Niemcami istotna była także Monza, z psychologicznego punktu widzenia dla obu rywali. Dla Vettela był to kolejny cios, z kolei Hamiltonowi triumf w świątyni wroga dodał skrzydeł. Największy przełom przyniosły jednak wydarzenia z fabryk: nieskuteczne poprawki Ferrari po letniej przerwie i znalezienie przez Mercedesa recepty na kłopoty z zarządzaniem temperaturą tylnych opon."
Który z kierowców spoza trzech topowych zespołów zaprezentował się w twojej opinii najlepiej w sezonie 2018 oraz który zawodnik okazał się największym rozczarowaniem?
MS: "Rozczarował na pewno Vandoorne, zwłaszcza jeśli zestawimy jego osiągnięcia z oczekiwaniami i demonstrowanym wcześniej talentem. Oczywiście nie miał łatwego zadania, jeżdżąc mało konkurencyjnym samochodem u boku Alonso – zdaje się też, że w drugiej części sezonu zespół niespecjalnie mu sprzyjał – ale wyniki były zdecydowanie poniżej oczekiwań. Świetnie prezentował się z kolei Alonso, ale jeśli miałbym wybrać jednego kierowcę spoza czołówki, to za dokonania w sezonie 2018 stawiam na Leclerca. Potrafił bardzo szybko zrozumieć, że F1 to jednak zupełnie inna historia niż serie juniorskie – i równie szybko się dostosował. Praktycznie nie popełniał błędów, a pokazywana już wcześniej siła psychiczna z pewnością pomoże mu w nowym wyzwaniu."
Przejdźmy do spraw bieżących. Sezon 2019 zapowiada się niezwykle ciekawie z kilku aspektów: pojedynek młodego talentu z czterokrotnym mistrzem świata w zespole Ferrari, powrót Kimiego Raikkonena do Saubera itp. Pozostając zatem w temacie Ferrari, uważasz, że zatrudniając tak młodego kierowcę (co nie jest cechą charakterystyczną włoskiej stajni), będą w stanie w kolejnym sezonie powalczyć z Mercedesem o mistrzostwo jak równy z równym?
MS: "To prawda, że Ferrari nie zwykło stawiać na młodych zawodników, ale moim zdaniem wyścigowe dokonania Leclerca uzasadniają ten wybór. W dzisiejszych czasach ma znacznie trudniejsze zadanie niż na przykład dekadę temu, bo możliwości testów są mocno ograniczone, ale jak na współczesne realia jest bardzo dobrze przygotowany do startów w czołowej ekipie. Lepiej mieć w składzie szybkiego młodzieńca niż wypalonego lub przechodzącego kryzys weterana. W przypadku Leclerca większego ryzyka upatrywałbym w jego szybkości – jeśli Vettel poczuje się zagrożony, to zaburzenie harmonii w zespole może być bardzo kosztowne."
W naszej rozmowie nie może zabraknąć wątku „pierwszego i drugiego” Polaka w Formule 1. Jak myślisz, czy dzięki niesamowitej wiedzy i doświadczeniu Roberta Kubicy zespół Williams może w sezonie 2019 poprawić swoje wyniki na torze?
MS: "To prawda, że wyczucie techniczne Roberta oraz zdolności motywacyjne znacznie przewyższają wyścigową średnią i wyróżniają go w stawce – a są to rzeczy, których nie wymaże żaden wypadek czy wieloletnie przerwa w startach. Musimy jednak pamiętać, jak skomplikowaną maszyną jest samochód F1 i od jak wielu czynników zależą jego osiągi. Wiedza, doświadczenie i umiejętności Roberta będą z pewnością bardzo przydatne, ale jeden człowiek nie jest w stanie odmienić sytuacji całego zespołu. Trzeba mieć nadzieję, że odpowiednie wnioski zostały wyciągnięte na tyle szybko, by ekipa zdołała obrać właściwy kierunek z tegorocznym modelem."
Aktualnie sezon składa się z dwudziestu jeden rund. Uważasz, że dobrym posunięciem włodarzy Formuły 1 jest zwiększanie weekendów wyścigowych, czy raczej jesteś przeciwnikiem powiększania kalendarza F1?
MS: "Myślę, że osiągnęliśmy już optymalny poziom nasycenia kalendarza. Wychowałem się co prawda na klasycznym okresie szesnastu Grand Prix w sezonie, ale pojawiło się tyle nowych atrakcyjnych miejsc do rozgrywania wyścigów, że grzechem byłoby nie wykorzystać takich możliwości. Z drugiej strony wyścig F1 nie powinien być czymś powszednim, więc nie można przesadzać z rozrostem harmonogramu – także ze względu na szeregowych członków zespołów, którzy dość mocno odczuwają trudy napompowanego do ponad 20 rund sezonu. Wiele też zależy od jakości tych nowych wyścigów, bo łatwiej jest pogodzić się z dodatkowymi Grand Prix z fajną atmosferą lub jakością ścigania – a chyba nikt nie wytrzymałby 20 rund pokroju Abu Zabi czy Soczi."
Co sądzisz o sytuacji silnikowej zespołu Red Bulla. Czy przejście na jednostki napędowe Hondy to dobre posunięcie, zwłaszcza jeśli mówimy o zespole, który może aspirować do walki o mistrzostwo?
MS: "Status zespołu fabrycznego – a takim może cieszyć się Red Bull we współpracy z Hondą – to podstawowy warunek budowy mistrzowskiej ekipy. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale generalnie rzecz biorąc ekipa kliencka nigdy nie będzie w stanie walczyć jak równy z równym z 'fabryką'. Renault zawsze będzie pracować przede wszystkim pod kątem własnej ekipy, a do tego doszły jeszcze świetnie wszystkim znane konflikty na linii zespół-dostawca – moim zdaniem zawinione głównie przez Red Bulla. Ten związek po prostu musiał się zakończyć, a Honda była jedynym rozwiązaniem – Mercedes i Ferrari nie chcą dostarczać silników potencjalnie najgroźniejszemu rywalowi, a z punktu widzenia RBR też nie byłby to atrakcyjny scenariusz, bo wiadomo, że byliby 'jedynie' klientem. Tak naprawdę wszystko zależy od wysiłków i postępów Hondy. Na pewno współpraca będzie układała się bardziej harmonijnie niż ta między McLarenem i Hondą, a także ta między Red Bullem i Renault. Sukcesy będą rzecz jasna prztyczkiem w nos zarówno dla McLarena, jak i Renault, więc z tego punktu widzenia Red Bull nie miał nic do stracenia – ale przede wszystkim nie miał innego wyjścia."
Jaka jest twoja opinia na temat zmian jakie Formuła 1 przeszła od czasu przejęcia jej przez Liberty Media? Według ciebie ta zmiana wyszła królowej motorsportu na dobre, czy może pewne elementy lepiej działały za czasów Berniego Ecclestone’a?
MS: "Nigdy nie krytykowałem i nie będę krytykował Berniego za to, co zrobił dla Formuły 1 – nie zapominajmy, że dzięki niemu ten sport stał się prawdziwie globalnym, elitarnym widowiskiem. Niemniej jednak czas Ecclestone’a po prostu minął, rzeczywistość i postępy techniczne nieco go wyprzedziły. Zmienia się postrzeganie sportu w społeczeństwie, zmieniają się modele biznesowe, zmienia się pokolenie kibiców – Bernie za tym nie nadążał i z tej perspektywy bardzo dobrze się stało, że doszło do zmiany władz komercyjnych. Liberty Media ma swoje plany i wizje, ale z ich realizacją różnie bywa – głównie za sprawą struktur tworzonych jeszcze przez Berniego. Generalnie zmiany idą w dobrym kierunku, ale te kluczowe są jeszcze przed nami – i wcale nie jest powiedziane, że uda się je wprowadzić. Najlepszą rzeczą z czasów rządów duetu Ecclestone-Max Mosley była ich skuteczność w forsowaniu własnych planów i pomysłów. Zespoły czy producenci mieli niewiele – lub nic – do powiedzenia, a teraz uczestnicy mistrzostwa mają za duży wpływ na kształt sportu. Sprawdziłaby się dyktatura, ale osoby czy osób o właściwych kompetencjach i wizjach."
Jak myślisz, czy wraz ze wzrostem popularności motorsportu w naszym kraju doczekamy się w końcu w Polsce toru z prawdziwego zdarzenia, który będzie spełniał wszystkie wymogi FIA i będzie gotowy na przyjęcie najszybszych kierowców świata?
MS: "Myślę, że trzeba działać stopniowo i od podstaw. Spójrzmy prawdzie w oczy: nie mamy właściwie żadnego toru na międzynarodowym poziomie, nie mówiąc już o standardach Formuły 1. Znacznie łatwiej byłoby zorganizować uliczny wyścig, chociaż to też oczywiście jest piekielnie trudne przedsięwzięcie, wymagające ogromnych nakładów finansowych. Byłbym zachwycony, gdyby powstał chociaż jeden porządny obiekt o właściwym standardzie, który mógłby gościć międzynarodowe serie wyścigowe. Potrzebujemy też na szerszą skalę mniejszych torów – obiektów, na które można sobie przyjechać własnym samochodem albo wypożyczyć jakąś maszynę na miejscu i pobawić się albo potrenować. Wszystko trzeba budować od podstaw, a Polska ma ogromne zaległości w wyścigowej kulturze, nie da się tego szybko nadrobić."
Jak już wcześniej wspomniałem, sezon składa się z dwudziestu jeden rund. Masz może swój ulubiony weekend wyścigowy, którego szczególnie oczekujesz co roku?
MS: "Nie mam, dla mnie każdy weekend ma swoje smaczki. Oczywiście zawsze szczególne oczekiwanie towarzyszy pierwszym testom czy inauguracji sezonu, później sporo zależy od sytuacji w mistrzostwach, ale właściwie każdy tor i każde miejsce ma swój klimat i atmosferę. Łatwiej pewnie byłoby wymienić te weekendy, przed którymi dreszczyk emocji jest najmniej odczuwalny – ale przecież nawet Abu Zabi, Soczi czy Baku potrafią dostarczyć sporo atrakcji. Po tych trzech przykładach łatwo wywnioskować, że jestem raczej zwolennikiem tradycji – chociaż nie lubię pracować w Monako, tam „celebrycka” atmosfera jest dla mnie nie do zniesienia. W czołówce na pewno wymieniłbym Monzę, Spa, Melbourne, Suzukę i Montreal."
Gdybyśmy mieli porównać trzech wielkich kierowców Ayrtona Sennę, Michaela Schumachera i Lewisa Hamiltona, który z nich w twojej opinii jest najbardziej „kompletnym” kierowcą?
MS: "To zdecydowanie najtrudniejsze pytanie w naszej rozmowie :-) Staram się unikać takich porównań, zwłaszcza jeśli w zestawie nazwisk nie ma Jima Clarka albo Juana Manuela Fangio! A tak na poważnie, za najbardziej kompletnego w Twoim zestawieniu uważam Ayrtona Sennę, a za najbardziej skutecznego – Michaela Schumachera. Brakowało mu naturalnej szybkości oraz magii Senny, ale w pogoni za sukcesami zachowywał się jak zimna maszyna.Nie jest mi łatwo ocenić Lewisa – może powiem inaczej, łatwiej mi oceniać innych, bo dawnych mistrzów nie poznałem i nie oglądałem w akcji na żywo, w przypadku Schumachera załapałem się 'osobiście', bywając na wyścigach, właściwie tylko na końcówkę jego kariery i jej drugi, znacznie mniej udany etap. Lewisa oglądam od serii juniorskich, jak na dłoni widzę jego mocne i słabe strony, rozwój czy postępy. Nie mam takiego dystansu i perspektywy, wręcz niestosowne wydaje mi się zestawianie go z dawnymi mistrzami. Teraz to już pół biedy, bo przez ostatnie dwa lata bardzo dojrzał i rzeczywiście stał się bardziej kompletnym zawodnikiem... Ale wciąż niełatwo mi go zestawiać w takich porównaniach z największymi kierowcami wszech czasów. Krótko podsumowując: Senna, Schumacher, Hamilton."
Na koniec, czy mógłbyś krótko podzielić się z nami tym, jak zaczęła się twoja przygoda z F1?
MS: "Jedną z pierwszych książek, jakie przeczytałem w życiu, jako kilkuletni dzieciak, była „Formuła 1. Legenda i rzeczywistość” autorstwa Niny Lengyel – polskiej dziennikarki, która pisała o Formule 1 m.in. w tygodniku 'Motor'. Początkowo była to 'tylko' pasja, ale i tak podchodziłem do tego na poważnie. Nie było internetu, a w Polsce na przełomie lat 80. i 90. ten sport praktycznie nie istniał, właściwie nie było wielu możliwości zdobywania informacji czy po prostu śledzenia rywalizacji. Stopniowo pojawiła się telewizja satelitarna i wyścigi na Eurosporcie, osiedlowa księgarnia zaczęła sprowadzać brytyjskie magazyny o F1 (na szczęście rodzice dzielnie znosili finansowe obciążenia pasji ich syna...), w innej pojawiały się brytyjskie i niemieckie książki, a po szkole jeździłem do biblioteki, która miała w swoich zasobach np. archiwalne numery niemieckiego 'Auto Motor und Sportu'. Jakoś tak się złożyło, że moje zawodowe związki z F1 rozpoczęły się od tego samego tygodnika, w którym publikowała wspomniana Nina Lengyel – pod koniec lat 90. napisałem list do redakcji, po pewnym czasie odezwał się do mnie szef działu sportowego i tak to wszystko się zaczęło. Nawet nie marzyłem, że kiedyś 'w pracy' spotkam ludzi, o których jako dzieciak czytałem książki i artykuły."