Rafał Sonik, zwycięzca Rajdu Dakar w kategorii quady w 2015 roku, specjalnie dla Motorsport Grand Prix opowiedział o swoich doświadczeniach związanych z rywalizacją w Ameryce Południowej, swoich celach, a także o sporcie motorowym w Polsce.
Startuje Pan w Dakarze od 2009 roku. Czy dzięki takiemu doświadczeniu czuje się Pan pewny siebie przed zbliżającym się kolejnym Rajdem Dakar?
Rafał Sonik: Doświadczenie zdobyte praktycznie, a nie przez książki, artykuły, ani multimedia czy gry symulujące w komputerze, jest ważne! Dakar to jest bardzo rzeczywiste, trójwymiarowe i bolesne jeszcze czasem wydarzenie, wymagające wszelkiego rodzaju doświadczenia i przygotowań, dlatego każdy kolejny rok to duży, duży krok w zbieraniu doświadczenia. Mam siedem klas za sobą, czyli siedem Dakarów, z tego sześć przejechanych jako zawodnik, jeden ze względu na wypadek jechałem jako wsparcie, ale właśnie dlatego jechałem go od startu do mety z moją ekipą, aby nauczyć się tego rajdu od kuchni, jak on wygląda z perspektywy dla zawodnika nie widzialnego zaplecza.
Organizatorzy twierdzą że to będzie jeden z najtrudniejszych Dakarów. Jak Pan ocenia tę trasę, która została ostatnio zaprezentowana na oficjalnej konferencji?
RS: Skala trudności rajdu jest z roku na rok podnoszona. Intencja jest taka żeby wszystko to czego na poprzednim rajdzie się nauczyliśmy nie wyeliminowało dominującej cechy Dakaru jakim jest wyzwanie w kolejnym. My nie możemy się nauczyć Dakaru. Nie można się nauczyć i powiedzieć, że każdy kolejny Dakar to ja sobie pojadę, przecież nauczyłem się, przejechałem pięć, dziesięć czy dwadzieścia. Za każdym razem jest coś co nas zaskakuje, co nas kompletnie wybija z takiej rutyny. Dakar nie pozwala na żadną rutynę, a każde rutyniarstwo momentalnie jest karane, dlatego też skala trudności następnego rajdu będzie na pewno wyższa niż dotychczasowa.
W tym roku jest Pan jednym z członków Orlen Team. Jak układa się Pańska współpraca z kolegami z zespołu?
RS: Znamy się z kolegami z Orlen Team nie tylko z tras rajdowych. Adama Małysza poznałem zanim jeszcze zaczął startować w rajdach. Jacka i Marka znałem przez wiele, lat nie tylko z rajdu Dakar czy w ogóle z rajdów, ale byliśmy po prostu kolegami w różnych innych sytuacjach, dlatego rozumiemy się dobrze. Umiemy ze sobą rozmawiać jak przysłowiowe „łyse konie” i czasem te rozmowy są śmieszne patrząc z boku. Wymieniamy się jakimiś półsłowami czy pół zdaniami. Nawet jak się zdarza, że miesiąc czy dwa się nie widzimy, czasem miedzy rajdami, momentalnie wskakujemy w ten sam rajdowo-zawodniczy greps. To już jest grupa ludzi, która się bardzo dobrze zna. Wiemy też jak nawzajem możemy sobie pomóc, jakimi słowami czy gestami jesteśmy w stanie się wzmocnić nawzajem i to ważne.
Czy Pana zdaniem motosport jest coraz bardziej powszechny w Polsce?
RS: Mam nadzieje że jest, o tym trochę świadczą moje obserwacje z ostatnich kilku miesięcy. One są zgrupowane w takim współczynniku wartości medialnej i to pokazuje dwudziestokrotny wzrost, akurat w przypadku mojej osoby. Sukcesy Kajetana Kajetanowicza, Adama Małysza, Kuby Przygońskiego pokazują, że motosport może być bardziej rozpoznawalny, ale będziemy mieli świetną okazje się o tym niedługo przekonać, ponieważ zostałem dosłownie kilka dni temu nominowany do Plebiscytu Przeglądu Sportowego jako jedyny przedstawiciel motosportu, więc z wielką nadzieją patrzę na to jaki będzie to wynik w trakcie Dakaru, z resztą licząc właśnie na pokazanie przez część polaków, że motosport nie jest im obcy, i że się nim pasjonują.
Czy motosport uzależnia?
RS: Bardzo pozytywnie uzależnia, ponieważ skłania do różnego rodzaju dyscyplinowania się i konsekwencji w życiu, jednocześnie ucząc pokory i bez żadnej wątpliwości, umiejętności bezpiecznej jazdy. Motosport przede wszystkim uczy tego, że jest odcinek specjalny i dojazdówka. Dojazdówka w ruchu publicznym, zgodnie z przepisami. Na odcinku specjalnym, jak najszybciej.
Jaki ma Pan cel na zbliżającą się kolejną edycje Rajdu Dakar?
RS: Jadę na Dakar poprawić wyniki, to znaczy zrobić zdecydowanie mniej błędów niż rok temu, to jest moje wyzwanie numer jeden, a jaki to da rezultat, to się okaże. Tak powiedziałem ponad rok temu, kiedy mnie pytano o Dakar 2015. Plan się powiódł. Teraz mam jeszcze większe wyzwanie, bo muszę już odcinać sekundy, z poszczególnych błędów które zdarzało mi się popełniać, żeby w efekcie zbliżyć się o magicznej i upragnionej tylko godzinnej straty.
Dziękuje bardzo i życzę powodzenia podczas kolejnego Dakaru.
RS: Również dziękuje.