Kariera

Villeneuve pasjonował się motoryzacją już od najmłodszych lat. Zanim rozpoczął karierę zawodowego kierowcy, ścigał się na skuterach śnieżnych w swojej rodzinnej prowincji Quebec. W 1974 roku wywalczył mistrzostwo w tej kategorii, a zdobyte wówczas doświadczenie jazdy na śniegu z powodzeniem wykorzystywał na torach wyścigowych.

Kanadyjczyk od dziecka cechował się zawziętością i wolą walki. Uparcie uczył się jazdy na rowerze bez bocznych kółek, nie zrażając się kolejnymi upadkami. Miłość do wszelkiego rodzaju zabawek-samochodzików przerodziła się w wielką pasję do prawdziwych maszyn.

Gilles pierwszy raz za kierownicą zasiadł w wieku dziewięciu lat, oczywiście pod okiem swojego ojca, który bardzo wspierał jego motoryzacyjne upodobania. W miarę upływu czasu stało się jasne, że młody Villeneuve wykazuje manię do szybkiej jazdy i brawury za kierownicą. Po uzyskaniu prawa jazdy zaczął „kolekcjonować” mandaty za przekraczanie dozwolonej prędkości, zaliczając również kilka wypadków, w tym jeden dość poważny, który znalazł swój finał na oddziale chirurgicznym, gdzie założono mu na głowie około osiemdziesięciu szwów.

Bezpośrednim przedsionkiem Formuły 1 dla Villeneuve’a okazała się Formuła Atlantic. Starty w niej rozpoczął w 1975 roku, gdzie odniósł swoje pierwsze zwycięstwo na torze Motorsport Park w Gimli (Kanada). Nie był to byle jaki wyczyn, bowiem wyścig odbywał się w strugach ulewnego deszczu, dzięki czemu mógł w pełni zaprezentować swoje umiejętności jazdy na śliskiej nawierzchni.

Sezon 1976 padł niemal w pełni łupem Villeneuve’a (wygrał prawie wszystkie wyścigi sezonu poza jednym), co zagwarantowało mu zdobycie mistrzowskiego tytułu USA i Kanady. Rok później powtórzył ten sukces. Osiągnięcia Kanadyjczyka nie przeszły bez echa, a swoimi wspaniałymi występami zwrócił uwagę szefów kilku zespołów F1, w tym ekipy McLarena, który postanowił dać mu szansę startów w królowej sportów motorowych.

Villeneuve zadebiutował w F1 podczas GP Wielkiej Brytanii w 1977 roku. Umowa między nim a McLarenem, odnośnie startów w trzecim bolidzie zespołu, opiewała na kilka rund (maksymalnie pięć), jednak menadżer ekipy postanowił, że nie będą kontynuować tej współpracy. Mimo to zainteresowanie Kanadyjczykiem wciąż istniało, a wśród tych zespołów znalazła się także legenda motorsportu, Scuderia Ferrari. Kanadyjczyk został oficjalnie zakontraktowany przez charyzmatycznego Enzo Ferrariego na dwa ostatnie wyścigi sezonu 1977 i cały 1978. To otworzyło mu szerokie wrota do elitarnej grupy najszybszych kierowców świata. Posiadał niewątpliwy talent, prędkość oraz serce do walki. Był wspierany przez wyjątkowy zespół, który mimo jego mało zachwycających wyników na torze testowym Fiorano, obdarzył go zaufaniem. Miał absolutnie wszystko, by walczyć o mistrzowskie tytuły.

Villeneuve zastąpił w Ferrari Nikiego Laudę, który wycofał się ze startów z ekipą jeszcze przed zakończeniem sezonu. Pierwsze wyścigi Kanadyjczyka nie były zbyt udane – podczas wieńczącego kampanię ’77 wyścigu o GP Japonii doszło do tragicznego wypadku zainicjowanego przez kontakt bolidów Villeneuve’a i Ronniego Petersona. Ferrari Gilles’a wzbiło się w powietrze i uderzyło w grupę widzów, którzy oglądali zmagania w niedozwolonym miejscu. W wyniku tego zdarzenia zginęły dwie osoby, w tym jeden z porządkowych. Choć oficjalne śledztwo nie wskazało bezpośredniego winnego, Villeneuve mocno i długo ubolewał nad tym wypadkiem.

Znaczna część sezonu 1978 również nie była warta zapamiętania; dość problematyczne okazały się opony Michelin, z których korzystało Ferrari. Dopiero końcówka kampanii przyniosła pewną poprawę, a zdecydowanym zadośćuczynieniem za początkowe trudności było dla Villeneuve’a zwycięstwo w jego domowym wyścigu. Gilles do dziś pozostaje jedynym Kanadyjczykiem, który wygrał wyścig na torze w Montrealu.

Po zwycięstwie w Kanadzie Villeneuve naprawdę dostał skrzydeł. Nie zaprzątał sobie głowy zmianą partnera zespołowego na sezon 1979 (w miejscu Carlosa Reutermanna pojawił się Jody Scheckter). Dla Gilles’a liczyło się tylko jedno – walka o tytuł. Udało mu się objąć prowadzenie w klasyfikacji kierowców po bardzo udanych występach w Stanach Zjednoczonych i Afryce Południowej, jednak do batalii o mistrzostwo włączył się nie kto inny, jak Scheckter, który ostatecznie wyprzedził Kanadyjczyka o zaledwie cztery punkty i zdobył tytuł. Rozstrzygający wyścig odbył się we Włoszech, gdzie zespół Ferrari wywalczył spektakularny dublet. To był pierwszy i ostatni sezon, w którym Villeneuve był bliski sięgnięcia po mistrzowską koronę.

Kampania ’80 była bardzo nieudana dla Ferrari z powodu fatalnie zaprojektowanej konstrukcji. Gilles był jednym z najpoważniejszych pretendentów do walki o tytuł, jednak niekonkurencyjny samochód pozwolił mu na zdobycie tylko sześciu punktów. To nie tak miało wyglądać, jednak Villeneuve nie tracił wiary. W kolejnym sezonie ekipa z Maranello postanowiła w końcu przekonać się co do silnika z turbodoładowaniem, a do zespołu dołączył Didier Pironi. Kompilacja dwóch w miarę równych kierowców i jednostki napędowej, z którą mogli o coś w końcu powalczyć, miała wyrwać Ferrari z marazmu, w którym tkwili przez cały ubiegły rok.

Niestety pierwsze rozczarowania przyszły dosyć szybko – silnik, który był nadzieją na konkurencyjność, okazał się dość awaryjny. Villeneuve wygrał tylko dwa wyścigi, w Monako i na hiszpańskim torze Jarama. Te dwie rundy ukazały Gilles’a w zupełnie innym świetle. Z dotychczasowego „dzikusa” wyrósł dojrzały kierowca wyścigowy, który doskonale wie, jak wykorzystywać swoje umiejętności w walce na torze. Tymi występami dowiódł swoją prawdziwą klasę i możliwości. Tytuł mistrzowski był właściwie tylko kwestią czasu.

Zwycięstwo na Jaramie smakowało równie doskonale co wygrana w Kanadzie. Jak pokazało życie, Villeneuve stał wówczas na najwyższym stopniu podium po raz ostatni w swoim życiu.

Przed startem sezonu 1982 do Villeneuve’a zwrócił się Ron Dennis, właściciel McLarena, który chciał zaoferować mu powrót do swojego zespołu od 1983 roku. Gilles wciąż był optymistycznie nastawiony i pozostał lojalny wobec Ferrari. Nie pomylił się. Włoska stajnia odrodziła się dzięki solidnej konstrukcji 126 C2. Szanse Kanadyjczyka na walkę o mistrzostwo wzrosły, jednak na drodze znów pojawiła się znana mu przeszkoda. Nie od dziś wiadomo, że w Formule 1 zdarzają się takie sytuacje, gdy największym wrogiem kierowcy staje się jego partner z drugiej strony garażu. Tak było w tym przypadku. Przyjaźń Villeneuve’a i Pironiego zakończyła się po wyścigu na Imoli, kiedy Francuz nie uszanował poleceń zespołowych (kierowcy zostali poproszeni o utrzymanie swoich pozycji na torze – 1. i 2. – do mety. Taki układ nie był na rękę Pironiemu, który postanowił wyprzedzić Gilles’a i odnieść zwycięstwo. Zrobił to, czym raz na zawsze pogrążył swoją reputację). To było coś więcej niż tylko walka o pozycję na torze podczas wyścigu. Wściekły Villeneuve wiedział, że dzieli garaż Ferrari z godnym siebie, szybkim i utalentowanym kierowcą. Musiał i chciał za wszelką cenę udowodnić, że to on jest numerem jeden w zespole. Chciał to osiągnąć podczas kolejnego weekendu wyścigowego w Belgii. Ostatnim, w którym brał udział.

Gilles Villeneuve / © Flickr / Martin Lee
Gilles Villeneuve / © Flickr / Martin Lee

 

Wypadek i koniec pewnej epoki

Atmosfera w Ferrari gęstniała, co z łatwością dało się wyczuć w środowisku dziennikarskim, nieodzownym elemencie świata Formuły 1. Nie omieszkiwano podsycać przeróżnych plotek na temat konfliktu między kierowcami Scuderii oraz ewentualnego zakończenia współpracy Villeneuve’a z włoską stajnią.

Napięcie i gniew Kanadyjczyka wzmagał się. Musiał za wszelką cenę pokazać, kto tu rządzi. Kwalifikacje przed GP Belgii zapowiadały prawdziwą gratkę dla fanów nieprzewidywalnych i pełnych walki wyścigów. Oczy wielu zwrócone były na dwójkę zawodników Ferrari. Villeneuve wiedział, że nie może zaprzepaścić takiej okazji.

Podczas okrążenia pomiarowego na swojej drodze natrafił na wolniej jadącego Jochena Massa. Nie zdołał zdjąć nogi z gazu i uderzył w tył bolidu zespołu March (Mass, widząc pędzącego Gilles’a, chciał ustąpić mu miejsca, zjeżdżając do prawej krawędzi toru. Villeneuve, nie spodziewając się takiej reakcji ze strony rywala, wykonał podobny ruch, w wyniku czego doszło do kontaktu). Ferrari Kanadyjczyka wystrzeliło w powietrze. Co gorsza, Gilles wypadł z samochodu, kilkukrotnie koziołkował w powietrzu i z ogromnym impetem uderzył w ogrodzenie. Kilku kierowców zatrzymało się i ruszyło mu na pomoc, aby mógł zostać przetransportowany do szpitala w Leuveu. Tam stwierdzono śmiertelne uszkodzenie szyi. Pomimo walki lekarzy Gilles Villeneuve zmarł o 20:12 polskiego czasu. Śledztwo potwierdziło, że winę za ten wypadek ponosi on sam.

Wśród starszych pokoleń fanów Formuły 1 panuje opinia, że wraz ze śmiercią Villeneuve’a, zakończyła się pewna epoka. Wielu z nich właśnie z tego powodu na zawsze porzuciło śledzenie ukochanego sportu. Gilles uważany był za wzór prawdziwego kierowcy Ferrari, który doskonale odzwierciedlał wszystkie wyobrażenia i założenia zespołu o swoim idealnym zawodniku. Do dziś w stawce F1 nie pojawił się żaden, który mógłby zbliżyć się do wyjątkowego Kanadyjczyka.

Villeneuve osierocił syna, Jacques’a, który poszedł w jego ślady. W 1997 roku dokończył dzieło swojego słynnego ojca i wywalczył tytuł mistrza świata w barwach zespołu Williams.

Gilles Villeneuve wystartował łącznie w 67 Grand Prix. Zwyciężył w sześciu rundach i trzynastokrotnie stał na podium. Pomimo krótkiej kariery zapisał się w annałach Formuły 1 jako jeden z najszybszych i najzdolniejszych kierowców F1 w historii.

Pamięć o Kanadyjczyku przetrwała; widoczna jest ona szczególnie we Włoszech, gdzie panuje kult i narodowa miłość do ekipy z Maranello. Jego imieniem nazwano jeden z zakrętów na Imoli, a przy wejściu na tor testowy Fiorano stoi jego popiersie z brązu. Także zakręt na torze Zolder, na którym poniósł śmierć, przebudowano na szykanę imienia Gilles’a Villeneuve’a.