Czwarte miejsce Polaka, wywalczone w kwalifikacjach do jednego z jego ulubionych wyścigów – o Grand Prix Belgii – dawało wielkie nadzieje na podium, a nawet walkę o triumf.

Ta walka o najwyższy cel stała się tym bardziej prawdopodobna, że padał mocny deszcz, a takie warunki, będące problemem dla wielu zawodników, zupełnie nie przeszkadzają Polakowi. Wręcz przeciwnie. Biliński potrafi je przekuć na swoją korzyść, co pokazał w tym sezonie między innymi podczas doskonałych występów w Australii czy w Wielkiej Brytanii.

Nic dziwnego, że najwyższy cel, czyli zwycięstwo, było dziś w zasięgu ręki.

Niestety dla Polaka do rywalizacji w ogóle nie doszło. Już w trakcie okrążenia formującego kolizje mieli James Hedley, Tim Tramnitz i Brando Badoer. Wywieszona została czerwona flaga, a kierowcy na wznowienie rywalizacji czekali pół godziny.

Gdy już ruszyli za samochodem bezpieczeństwa na kolejne okrążenie formujące, poza tor wypadł Tasanapol Inthraphuvasak, który po nieudolnej próbie wyjechania z trawy, utknął na tarce w jednym z zakrętów, a jego bolid długo tam zalegał, zanim został usunięty.

Po tym incydencie nie było już szansy na ściganie z powodu małej ilości czasu potrzebnej do przejścia na nowo całej procedury. W związku z przepisami maksymalny czas rozegrania wyścigu Formuły 3, a jednocześnie tymi wskazującymi minimalną liczbę okrążeń, które trzeba przejechać, by zdobyć jakiekolwiek punkty, organizatorzy zdecydowali o całkowitym odwołaniu wyścigu.

Roman Biliński oszczędzał siły na wyścig główny

W wyścigu sprinterskim Formuły 3 na torze Spa-Francorchamps zespół Rodin Motorsport postawił na strategię długoterminową, koncentrując się w pełni na niedzielnym wyścigu głównym. Roman Biliński, który startował z dziewiątego pola, ukończył zmagania na trzynastym miejscu, jadąc zachowawczo i oszczędzając bolid oraz opony na niedzielną rywalizację.

Już od startu było widać, że celem zespołu nie jest agresywna walka o „małe” punkty w sprincie, lecz utrzymanie samochodu w dobrej kondycji.

Biliński, który miał założone używane ogumienie, nie podejmował zbędnego ryzyka. Wczesne ataki rywali – m.in. Rafaela Camary – skutecznie odebrały mu pozycję, a dalsza część wyścigu przebiegła pod znakiem kontrolowanej jazdy.

„Strategia była prosta, ale bardzo mądra. Chcieliśmy pojechać na tyle dobrze, na ile się da, bez podejmowania niepotrzebnego ryzyka, by w niedzielę w pełni wykorzystać potencjał świeżego ogumienia i wysokich pozycji startowych” – powiedział Biliński po wyścigu.

Roman Biliński z Belgii wyjeżdża z zerowym dorobkiem punktową, a to przekuwa się finalnie na jego pozycję w klasyfikacji kierowców, w której Polak plasuje się na dziesiątym miejscu z dorobkiem czterdziestu dziewięciu punktów.

Kolejna szansa na zobaczenie w akcji Bilińskiego i spółki już za tydzień w Budapeszcie.

Źródło: Roman Biliński Racing Team