Dynamika w Red Bullu od początku sezonu, dla nich niestety spadkowa, ewidentnie ma swoje źródło w ostrej, bezpardonowej wewnętrznej walce o wpływy. Mogą Horner i Marko mówić co chcą, zasłaniać się dyplomacją w stylu „wyjaśniamy te przykre zarzuty, ale wszyscy są zgodni co do walki o kolejne zwycięstwa i tytuły”. Tak to nie działa. Red Bull siłą rozpędu zdominował pierwsze starty 2024, co potwierdza teorię, że samochód i cały pakiet przygotowany na bieżący sezon był na bardzo wysokim poziomie. Wszystko wskazywało więc na kolejną, wyraźną dominację duetu Red Bull – Verstappen, kto wie, czy nie większą, bardziej druzgocącą dla konkurencji niż dotychczas. Trzeba zatem pamiętać, z jakiego poziomu zaczynali sezon, aby mieć świadomość skali problemów. Horner był jednocześnie namawiany, aby dla klarowności sytuacji, oczyszczenia atmosfery i koncentracji na wynikach zrezygnował z funkcji. Dobro teamu przecież najważniejsze, tak deklarował, a jednak Christian nie tylko nie zrezygnował, ale zaczął prowadzić bardzo konsekwentną grę, w większości zakulisową, aby u steru zespołu pozostać. Dobro teamu to wartość trochę jednak bardziej abstrakcyjna, a zapisy kontraktu zdecydowanie bardziej wymierne. Mam wrażenie, że to właśnie na skutek nieustającej, a pogłębiającej się wewnętrznej walki, polaryzacji w ekipie, stworzenia dwóch, przeciwstawnych obozów doszło do kolejnych pęknięć w strukturze, szczególnie do planowanego odejścia Adriana Newey’a. Podobną genezę ma spadek formy zespołu. Rewelacyjny wynik kwalifikacyjny Verstappena, oznaczający de facto pole position (identyczny czas jak u Russella) to powtórka z poprzednich odsłon. Mamy już zatem pewien utarty schemat, w którym Maxowi na początku weekendu wyraźnie brakuje tempa, ma problemy z balansem, ale wskutek fenomenalnej współpracy z inżynierem wyścigowym udaje się tak przeanalizować sytuację, iż w decydującym momencie tempo znów jest konkurencyjne. Udaje się w labiryncie decyzji trafić w przysłowiową dziesiątkę z ustawieniami, choć trzeba przyznać, że Russell dysponował pewną nadwyżką szybkościową, biorąc pod uwagę czasy z Q2 – wyraźnie lepsze w przypadku kierowcy Mercedesa.

A Perez? Nie jest to z pewnością udany marketing, jeśli po podpisaniu kontraktu kierowca nie wychodzi z Q1 i to nie w drodze wyjątku. Dla mnie problem jest w tym, że krytyka w teamie względem Checo sięga już kilku sezonów. Wtedy kiedy jeszcze Red Bull mówił jednym głosem, względnie tworzył jeden obóz, nagminnie zdarzały się sytuacje, w których meksykanin miał stawiane ultimatum, kiedy był wręcz napiętnowany przez własny zespół. Jestem daleki od twierdzenia, że jeździecko nie nadaje się do wiodącej ekipy, ponieważ wychodzę z założenia, że Perez naprawdę dużo dla tego teamu poświęcił, również w sensie własnej reputacji, a poświęcenie własnej reputacji było elementem kluczowym i koniecznym dla budowania legendy Maxa. Wtedy, na etapie jej budowania Christian Horner bynajmniej nie odcinał się od często ostrych ocen, a czasem wręcz krzywdzących porównań. Nie uważam tego za sprawiedliwe. Uważam, że Perez faktycznie miał realne ambicje mistrzowskie (co zupełnie nie współgrało z planami teamu, a bardziej konkretnie z warunkami, jakie teamowi stawiał Verstappen). Jednak prawdziwą woltę, pokazującą skalę hipokryzji mamy właśnie teraz, kiedy pomimo tych lat utyskiwań i to w fazie bardzo mizernych aktualnie wyników, w moim przekonaniu Perez właśnie dzięki Hornerowi otrzymał dodatkowy czas w ekipie. Przy tak jaskrawej polaryzacji w zespole Horner zaczął odczuwać (nie bez podstaw) izolację. Ok, miał po swojej stronie tajskiego akcjonariusza. Ok, w sensie dyplomatycznym zakończono spór, w swoich rolach został zarówno Horner, jak i Marko, ale obóz Christiana zdecydowanie zredukowano. Byli poza nim zarówno Austriacy, jak i rodzina Verstappenów. Stąd uważam, że doprowadzenie, wbrew nie tylko logice, ale temu, co się mówiło przez ostatnie lata, do przedłużenia kontraktu z Checo, jest kolejnym, kluczowym ruchem Hornera próbującego okopać się na swojej pozycji (i to w miarę możliwości na długo). Zwiększa to jeszcze bardziej wewnętrzną odrębność, ale tym sposobem nie tylko Marko ma „swojego” kierowcę. Horner również.

No dobra, to w Red Bullu, a efekty? Wow, trzy teamy walczące regularnie o zwycięstwa, czasem nawet cztery. Pamiętamy niedawne starcia Verstappena z Norrisem, a w Kanadzie walczył przecież z Russelem, ale gdzie tam niedawne. Samo GP Kanady reprezentowało dotychczasowy sezon jak w soczewce. Były na czołowych pozycjach, oprócz Verstappena zarówno Mercedesy, jak i McLareny. Trochę brakowało Ferrari. W połączeniu z bardzo trudnymi warunkami pogodowymi, z niemożliwą do założenia z góry strategią, z niepewnością pogodową, co do kolejnych kilku okrążeń, z koniecznością wykazania się wyjątkowym kunsztem taktycznym przez kierowców, aby wydłużyć życie oponom przejściowym, mieliśmy w Montrealu spektakl na naprawdę światowym poziomie. I ta dynamika wydarzeń wyścigowych! W jednym momencie Verstappen skarży się na brak dopuszczenia DRS, chcąc atakować Russella, a za moment popełnia błąd i (dopuszczony) DRS jest dla niego czarnym snem, widząc ataki Norrisa. Oj, brakowało tego w F1 i w tym sensie opisaną powyżej hipokryzję polecam… zignorować, a w sensie tych wyczekiwanych emocji zwycięstwo (przecież kolejne) Verstappena bynajmniej ich nie umniejsza. Przebieg wyścigu bronił się sam. Pomimo kolejnego P1 dla Maxa.